środa, 29 maja 2013

Rozdział VIII

Kiedy chłopak wyszedł, Carmen poszła do łazienki wykąpać się,  przebrać w piżamę i ogólnie przyszykować do snu, ponieważ było już późno. Jako piżamę ubrała meczową koszulkę Messiego, która sięgała jej ledwo za tyłek i bardzo krótkie spodenki, których spod koszulką nie było widać. Wychodząc z łazienki niechcący wpadła na Torresa, który zmierzył ją krytycznym wzrokiem, aby po chwili wybuchnąć śmiechem. 
-Gdyby brat cię teraz zobaczył, nie uwierzyłby, że nigdy nie miałaś chłopaka. 
-No o co ci chodzi? 
-Pięknie wyglądasz kotku, to wszystko - mrugnął do niej i przesłał buziaka w powietrzu. Dziewczyna spojrzała na niego jak na kogoś, kto uciekł z psychiatryka. Nagle pewna myśl zaświtała jej w głowie. 
-Dla twojej wiadomości, pod spodem mam spodenki debilu, a to moja normalna piżama! - krzyknęła za nim i pokazała język. Chłopak ze śmiechem pogroził jej palcem i zszedł na dół. Kiedy był już na dole, uśmiech momentalnie zszedł z jego twarzy. Może nigdy nie miała chłopaka, ale kto wie, może po jakiejś imprezie Barcelony? Przecież każdy, a on chyba najlepiej, wiedział, że hiszpańskie przyjęcia są naprawdę zwariowane... Zaraz jednak otrząsnął się, pewnie po prostu dostała od Leo tą koszulkę po meczu albo coś. Westchnął głęboko. Teraz właśnie taka piękna, z zaplecionymi w luźny warkocz włosami, w zadużej meczowej koszulce Messiego, będzie mu sie śniła po nocach, mówiąc, że kocha tylko jedną osobę, a tą osobą nie jest on. Ponownie westchnął. Po rozmowie z Sergio czuł się o wiele lepiej. Przyjaciel powiedział mu, że Carmen i Leo nigdy nie byli razem, przynajmniej z tego co widział. Przytulali się, Leo dedykował jej gole, dziewczyna wrzeszczała na cały stadion "Kocham cię Leo!" ale tak było też z innymi piłkarzami. Po prostu była ich największą fanką i przyjaciółką, często nawet to do niej  zwaracali się fani, z prośbą o autograf, a ona nigdy im nie odmawiała. Podobno miała też romans z Jordim Albą, chociaż obydwoje, kiedy się o tym dowiedzieli, śmiali sie z tego w najlepsze. Potem, żeby jeszcze wkurzyć reporterów, ciagle gadali do siebie "kochanie", "słonko", "kotku" i tak dalej, a kiedy czytali o swoim romansie, mieli niezły ubaw. Po rozmowie z przyjacielem, chłopak postanowił coś zrobić. Nie miał zamiaru czekać, aż ten cudowny człowiek i piłkarz zacznie sie z nią spotykać i ukradnie mu dziewczynę marzeń, której i tak nie doceni. Z przykrością stwierdził, że o ile kocha ona Messiego, to jeszcze by to przeżył, ale gdyby to był Cristiano Ronaldo, byłoby źle, a podczas rozmowy z Sergio zdał sobie sprawę, że to całkiem możliwe. Chciał o nią zawalczyć, sprawić, by chociaż na niego spojrzała, nie jak durnego przyjaciela brata, który z nią mieszka, tylko jak na kogoś wartościoweg, kogoś, kto byłby dla niej ważny. W tym samym czasie dziewczyna wzięła laptopa na kolana i zadzwoniła do przyjaciół na Skype. Po chwili zgłosił się Jordi. 
-Hej Carotko, co tam u ciebie? Już wołam chłopaków, bo w Fifę grają. 
-Hej Jordisiu, nie mów tak do mnie, wołaj ich szybko, bo mam dla nich fajne nowości - roześmiała się, Jordi zawsze potrafił poprawić jej humor. Po chwili przed monitorem pojawił się Messi. 
-Caaaaaarooooooś! Hej, jak tam, żyjesz? Nic ci sie nie stało? 
-Nie Leosiu, nic mi nie jest, ale zlituj się i nie mów tak do mnie! - dziewczyna już płakała ze śmiechu. 
-Ale po wypadku wszystko w porządku? Naprawdę nic ci sie nie stało? Prawie wybuchłaś! 
-Nie, tylko mi nogę zszywali, ale nic takiego poważnego. Po tym, jak dostałam piłką Ramosa jak na treningu strzelał z karnych... - roześmiała się. Miała wtedy prawie wszędzie siniaki, bo stała i gadała z Casillasem w bramce, kiedy Sergio strzelał. Gola nie było, ale dziewczyna miała podejrzenie złamania 3 żeber i miednicy. 
-Ooooooo! Caroooooo! - do chłopców dołączyli Fabrique niosąc wielką miskę z popcornem. 
-Hej Geri, cześć Cescy, co tam u was? - dziewczyna już śmiała się w najlepsze, chociaż zaraz spochmurniała. Przypomniały jej się ich wspólnie spędzone wieczory, kiedy wspólnie grali w Fifę, oglądali filmy i nagrywali teledyski do piosenek, które potem wrzucali na Twittera. Chłopcy chyba czytali w jej myślach. 
-Caro, nawet nie wiesz, jak nam ciebie brakuje! Bardzo tęsknimy! - Cesc z pretensją spojrzał w jej stronę. 
-No właśnie, teraz nie ma nikogo, kto by śpiewał damskie kwestie w teledyskach! - Gerard również miał do niej pretensje. 
-Ej, ale to nie jej wina! - próbował bronić jej Jordi - Ale przygotowaliśmy specjalnie dla ciebie teledysk, w którym nie ma damskiego głosu, więc już cię nie potrzebujemy - pokazał jej język. 
-Dobra, obejrzę sobie pózniej, kocham was po prostu - dziewczyna już płakała ze śmiechu. 
-My też Carotko, my też - Jordi przesłał jej buziaczka - A co tam z tobą i Torresem? 
-Nie nazywaj mnie tak głupku - dziewczyna pokazała mu język - Oprócz tego nic miedzy nami nie ma, a co ma być? 
-Jak to? Już go nie kochasz? 
-Przymknij się! 
-Więc jednak kochasz! Jestem zazdrosny "kochanie"! - oboje wybuchli śmiechem. 
-Nie, wcale nie kocham, "skarbie"! Oprócz tego bądź cicho, bo jak on tu wejdzie, albo coś usłyszy, to będziesz miał przerąbane! - chłopcy spojrzeli po sobie w panice, jednak Messi szybko ochłonął. 
-Pamiętam te czasy, kiedy żebrałaś u mnie i chłopaków, żebyśmy cię jakoś z nim poznali - Leo westchnął teatralnie. 
-Ale to dlatego, że jest świetnym piłkarzem! 
-Tak, oczywiście, yhym, wcale nie uważasz, że jest niezwykle przystojny... 
-Cicho bądź! Oprócz tego on ma narzeczoną, już prawie żonę i córkę! - dziewczyna dodała z żalem. 
-Już nie mam, rozstaliśmy się, a córka... Nawet nie wiem, czy jest moja... - powiedział głos Torresa. Dziewczyna odwróciła się przerażona, zobaczyła, że ze smutnym uśmiechem opiera się o futrynę drzwi. Krzyknęła. 
-Ty jesteś tu od kiedy? Słyszałeś coś, z naszej rozmowy? 
-Jestem tu od kiedy zaczęliście wrzeszczeć do siebie na cały dom, jak bardzo się kochacie - roześmiał się - A czy słyszałem waszą rozmowę, to odpowiedz sobie sama. 
-Cholera! - dziewczyna zwróciła się do ekranu - Więc go widzieliście, wiedzieliście, że tu jest i nie raczyliście mnie o tym poinformować?! Dziękuje bardzo za takich przyjaciół!!!
-Ale Caro, to nie tak... - Messi próbował się bronić, jednak dziewczyna mu przerwała. 
-Właśnie widzę, że nie tak! - zwróciła sie do Fernanda - I tak, to prawda, kocham cię! Kocham cię nawet nie wiesz, jak bardzo! To o tobie opowiadałam, jaki to wspaniały człowiek i piłkarz, podziwiałam cię, kiedy jeszcze grałeś w Atletico! Ciagle opowiadałam chłopakom, jaki to jesteś cudowny, wspaniały i przystojny, jak wspaniale grasz, doprowadzając ich tym do szału! Kocham cię, nie mam pojęcia dlaczego! Zadowolony? Pewnie słyszysz to dziennie od setek dziewczyn, które zrobiłyby wszystko, żeby mieszkać z tobą pod jednym dachem! - wykrzyczała mu w twarz, chwyciła telefon i wybiegła z domu. Kiedy była już w pobliskim parku, spojrzała na telefon. Wybiegła z domu 10 minut temu, a już miała 37 nieodebranych połączeń i 53 smsy. Większość była od chłopaków i Torresa, jednak znalazła rownież wiadomość od nieznanego numeru. Z mieszanymi uczuciami otworzyła ją i przeczytała "Hej Caro, to ja Luis, czyli Lou, nie masz przypadkiem planów na wieczór? Jeśli tak to dzwoń ;*". Po przeczytaniu wiadomości uśmiech od razu pojawił się na jej twarzy. Zaraz odpisała "Siemanko Lou, plany mam akurat takie, żeby jakoś przeżyć, bo z domu uciekłam ;P Przygarniecie mnie?"
~~~~~
Rozdział dodany z opóźnieniem ale za to długi ;P Luis z 1D jest, bo obiecalam, ale w następnym będzie już wiecej ;* Dziękuje za wszystkie komentarze, jesteście kochane <3 Następny nie wiem, czy będzie już jutro, bo jestem w Barcelonie :) ale postaram się :D

poniedziałek, 27 maja 2013

Rozdział VII

Do pokoju wpadł wkurzony Juan Mata. 
-Co ty robisz? Najpierw chcesz mi siostrę zabić a potem ją całujesz? 
-Przymknij się debilu, dopiero co zasnęła, miała dzisiaj ciężki dzień! 
-Tak, bardzo ciężki, jakiś psychopata chciał ją zabić! 
-Przyjeżdża do Londynu z Barcelony gdzie ma przyjaciół i gdzie wszyscy są mili przyjaźni, a tu jej cudowny brat zachowuje sie jak jakiś stary durny Anglik! 
-Teraz to przegiąłeś! 
-Sam przegiąłeś, to przez ciebie uciekła! A gdybym jej nie znalazł? Gdyby coś jej sie stało? 
-Już coś jej się stało! Gdybyś jej nie znalazł, to przynajmniej nie miałaby wypadku samochodowego! Aha, i jej pies by żył! - Juan wysyczał to w twarz Torresowi, który zatoczył się, jakby przyjaciel wycelował w niego z pistoletu. Nie wiadomo, co by się stało, gdyby do pokoju nie wparował David Luiz. 
-Siema chłopaki, już jestem... O Matko Boska, Mata, to twoja siostra? 
-Tak, nie wygląda, prawda? Za ładna, żeby była z nim spokrewniony! - tym razem Torres chciał mu dokopać. 
-Noooo, zupełnie nie, ja ją rezerwuję! 
-No cóż, Fernando był pierwszy, szkoda tylko, że żadna go nie chce, a ona chodziła z przynajmniej połową składu Barcelony, nie wyłączając wielkiego Lionela Messi! 
-Przestańcie! To ja decyduje, a ty wynoś się z mojego pokoju! Wyjdź! Wynoś się! 
-Torres, wyjdź, nie słyszysz? Debilu, won! - Juan był przekonany o swojej niewinności, jednak Torres wiedział, że to nie o niego chodzi. Uśmiechnął się do dziewczyny a ona odwzajemniła uśmiech. 
-Nie on, tylko ty, kochany braciszku! - powiedziała słodkim tonem - Widać, że niezwykle wiele o mnie wiesz i się mądrzysz. Nigdy nie miałam chłopaka, chłopcy z Barcelony to tylko moim przyjaciele, prawie bracia. Chociaż nie ma miedzy nami więzów rodzinnych, są mi zdecydowanie bliżsi niż ty! Podobno jesteś moim bratem, a wogule nie jesteś do mnie podobny! A teraz wyjdź! - osłupiały Juan wyszedł z pokoju a dziewczyna zmęczona odpadła na łóżko - Aua, wiecie może, kiedy zdejmą mi z nogi to dziadostwo? Oprócz tego byłabym wdzięczna, gdybym mogła się umyć! 
-Z tego co zrozumiałem, to coś w samochodzie rozcięło ci nogę do kości od kolana do kostki. Teraz tego nie czujesz, ale potem będzie cię masakrycznie bolało. 
-Ej, a mogę mieć pytanie? - zapytał David Luiz, którego najwyraźniej coś gryzło - Czy wy ze sobą coś ten teges? 
-Nie, no co ty, znamy sie dopiero jeden dzień - dziewczyna roześmiała się, chociaż w duchu marzyła, żeby miedzy nimi coś było. Nie wiedziała, że chłopak tak samo. 
-Czyli oficjalnie jesteś sama czy z Jordim Albą? 
-Sama, mój romans z Jordim jest już tak znany, że strasznie się z tego nabijamy i sami mówimy do siebie "kochanie" itd, ale tak naprawdę oboje jesteśmy wolni, a co? 
-A nic... Poszłabyś ze mną na kawę? 
-Jasne, z przyjemnością - dziewczyna uśmiechnęła się do niego i pocałowała go w policzek. W tej chwili usłyszała trzaśnięcie drzwi - Oczywiście, jako przyjaciele, prawda? 
-Tak, jasne, jako przyjaciele, wiesz może, czemu on sie tak wkurzył? 
-Nie mam pojęcia, może przypomniało mu się, że zapomniał wyłączyć żelazka? 
-Nieeeee, to raczej Mata, Torres wogule nie używa żelazka, od kiedy spalił sobie bokserki - roześmiali się. Z Luizem dogadywała się bardzo dobrze, chociaż znali się dopiero od pół godziny, od razu stali się przyjaciółmi. Chłopak został z nią do czasu, aż zszyli jej nogę i mogła pójść do domu. Chłopak zaoferował, że ją odwiezie, a dziewczyna z chęcią się zgodziła. Na pożegnanie wymienili sie numerami telefonów, a dziewczyna mocno go uścisnęła. Kiedy drzwi już się otworzyły, stali w nich Torres i Mata, z minami, które nie wróżyły niczego dobrego. 
-Co ty robisz? Przecież wcale go nie znasz! Za łatwo ufasz ludziom! Gdyby coś ci się stało? - Juan naskoczył na nią, gdy tylko zamknęła drzwi. 
-Znam go lepiej niż ciebie! Oprócz tego mam cię już dość, nie chcę, żebyś był moim bratem! Powinnam powiedzieć, że zachowujesz się jak Anglik, że woda sodowa uderzyła ci do głowy, ale to nie prawda! Poznałam dzisiaj 4 Anglików i 1 Irlandczyka, oni wcale nie zachowują sie w ten sposób! To po prosty ty taki jesteś! Taki zimny, nie dbający o innych! - wykrzyczała mu prosto w twarz, po czym wybuchła płaczem. Torres spojrzał na nią, na kumpla, jeszcze raz na nią i przewrócił oczami. 
-Chodź, pokażę ci pokój, twoje rzeczy już tam są, rzeczy dla psa też, ale mogę je zaraz wynieść, jeśli chcesz. 
-Nie, dopóki jest chociaż cień szansy, że on wróci, chcę, żeby wszystkie jego rzeczy tu były - uśmiechnęła się słabo. 
-Tak, tylko, że nie ma żadnego cienia szansy! Jeśli jakimś cudem uniknął zgniecenie, wybuchł razem z samochodem! On nie wróci, nie rozumiesz? Przestań sama siebie zadręczać! - do rozmowy wtrącił się Juan Mata. 
-Skąd ty możesz to wiedzieć? Oprócz tego zostaw mnie, i tak cię to nie obchodzi, więc po co udajesz? - dziewczyna z płaczem pobiegła na górę. Fernando pobiegł za nią. Kiedy dziewczyna usiadła na łóżku w wyznaczonym jej pokoju, usiadł obok niej i mocno ją przytulił. 
-Ciiiii, już dobrze, on po prostu już taki jest, nie przejmuj sie nim. 
-Ale ty wiesz, co boli najbardziej? Że on mnie wcale nie zna, a mówi, jakby znał mnie doskonale! A ja wcale nie jestem taka jak on! 
-Wiem księżniczko, wiem o tym - jeszcze mocniej ją przytulił. 
-A co ty o tym myślisz? 
-O kim? O Luizie? Jest świetnym przyjacielem, jednak uważam, że nie pasujecie do siebie, to wszystko. On mógłby cię bardzo zranić, nie powinnaś się z nim spotykać. 
-Ty też? Jesteśmy tylko przyjaciółmi i tak pozostanie! Nie mam zamiaru się z nim spotykać! Kocham tylko jednego człowieka, nie mam pojęcia dlaczego, ale go kocham! Kochałam go, kiedy on jeszcze nie wiedział o moim istnieniu i będę go kochała zawsze! Kocham go, bo jest świetnym piłkarzem, traktuje z pasją to co robi, oprócz tego jest wspaniałym człowiekiem! I chociaż nie mogę go mieć, to zawszę będę go kochać, ponieważ... Cholera, przepraszam, załóżmy, że nic nie mówiłam, okey? - Carmen spojrzała na niego błagalnie. Prawie wygadała się, że to on jest tym człowiekiem. Kochała go naprawdę od zawsze, od kiedy tylko o nim usłyszała, a teraz prawie mu to powiedziała. Chłopak jakby zrozumiał, pokiwał smutno głową i wyszedł z pokoju. Był przekonany, że tym człowiekiem jest Messi, to wszystko tak dokładnie go opisywało... Chociaż nie pasował mu jeden mały szczegół, Messiego znała od zawsze, dorastali razem, w końcu jego barceloński dom był naprzeciwko jej domu. Znała go, zanim jeszcze był sławny. Przez głowę chłopaka przemknęło, że to może o niego chodzi, jednak szybko się otrząsnął. Przecież była przyjaciółką całej Barcelony, przyjaźniła się rownież z graczami Realu. Mogła mieć każdego! Mimo to jedno nie dawało mu spokoju. Postanowił zadzwonić do swojego najlepszego przyjaciela, Sergio Ramosa.
~~~~~
Jest nowy, tym razem troszkę dłuższy ;) Dziękuje bardzo za komentarze, to bardzo motywuje :D Specjalnie dla An dodalam Luiza wcześnie niż miałam ;* Oprócz tego, jeśli chcecie, piszcie w komentarzach swoje imiona i imię swojego ulubionego piłkarza z Chelsea (Torres nie może być ;P) albo chłopców z 1D, bo szykuję niespodziankę ;*  

niedziela, 26 maja 2013

Rozdział VI

Torres szybko zorientował się w sytuacji, wjechała w nich ciężarówka, kierowca najpewniej był pijany. Tył samochodu był kompletnie zmiażdżony, chłopak wzdrygnął się, myśląc, w jakim stanie musi być znajdujący się w bagażnik pies. 
-Cholera, trzeba coś zrobić, muszę zadzwonić po policję, karetkę i Juana, powiedzieć mu, że... - zaczął mówić do siebie, to zawsze pomagało mu sie skupić. Spojrzał na Carman, cała w krwi leżała na siedzeniu - Cholera, chyba zabiłem jego siostrę! Spokojnie, skup sie, ona może  jeszcze żyje, proszę, ona musi żyć, ja nie przeżyje, jeśli coś jej się stanie! - chłopak już prawie płakał. Nagle poczuł zapach spalenizny. Samochód zaczął się palić, widocznie wylała się benzyna. W ostatniej chwili udało mu sie wynieść dziewczynę z samochodu i zanieść ją do karetki. Gdyby zrobił to sekundę pózniej, nie byłoby już co po nich zbierać. Samochód wybuchł. W tej chwili dziewczyna otworzyła na chwilę oczy. 
-On, Demon, on tam był, prawda? On wybuchł? - chłopak nie musiał odpowiadać, sama jego mina służyła jako wystarczająca odpowiedź. Pojedyncza łza spłynęła po policzki dziewczyny. 
-Proszę, nie płacz, nie zniosę tego...  Przepraszam, to moja wina, sie ja go nie widziałem, tego kierowcy i nie chciałem... - nawet nie próbował ukryć, że płacze. Dziewczyna spojrzała na niego zdumiona. 
-To ja przepraszam, nie chciałam, żeby to tak wyszło, ja wiem, że to nie twoja wina... Oprócz tego, chcę tylko powiedzieć, dziękuję - po chwili znów straciła przytomność. Chłopak przyglądał jej się. Wyglądała strasznie, była posiniaczona, cała w zakrzepłej krwi. Jej noga, od kostki do kolana owinięta była zakrwawionym bandażem. Po chwili zadzwonił jej telefon. Ponieważ dziewczyna dalej nie dawała oznak życia, Fer odebrał. 
-Halo? 
-Gdzie jest Carmen, czy ona żyje? - po drugiej stronie słuchawki darł się przerażony Messi - I z kim rozmawiam? 
-Tu Fernando Torres, Carmen jest nieprzytomna, dlatego ja odebrałem. 
-Aha, bardzo dziękuje, mógłbyś jej przekazać, żeby zadzwoniła, jak tylko będzie mogła? 
-Tak, oczywiście, nie ma sprawy.  
-Bardzo ci dziękuje, ogólnie to do zobaczenia w środę, mam nadzieję, że będziesz mógł grać? 
-Tak, raczej tak, do zobaczenia. 
-Co jest w środę? - dziewczyna się obudziła. 
-Jest półfinał, Chelsea gra z Barceloną, jak sie czujesz? 
-Już lepiej, dziękuje, podasz mi telefon? 
-Tak, już oczywiście, przepraszam - podał jej telefon. 
-Cześć Leo - dziewczyna słabym głosem przywitała przyjaciela. 
-Caro! Nawet nie wiesz, jak sie o ciebie martwiłem! Gdy tylko usłyszałem o wypadku... 
-Już dobrze Leo, muszę kończyć, zadzwonię, jak poczuje sie lepiej, dobrze? 
-Jasne księżniczko, zadzwoń, nawet o 3 w nocy! Pamiętaj, na nas zawsze możesz liczyć, do zobaczenia na meczu w środę. 
-Cześć Leo, do zobaczenia, pozdrów resztę. 
-Reszta tu siedzi i słucha - roześmiał sie - dobrze, ja lecę na trening, cześć. 
-Cześć - dziewczyna wyszeptała, już nie miała na nic siły, rozmowa z Messim bardzo ją zmęczyła. Fernando spojrzał na nią. 
-Wszystko w porządku? Twój brat będzie czekał w szpitalu, zreszta już tam dojeżdżamy. 
-Czy mogę mieć do ciebie jedną prośbę? Jesteś dla mnie bardzo ważny. 
-Tak, oczywiście, coś sie stało? 
-Zostaniesz ze mną? Proszę, nie chce być tam sama! Czuje sie taka samotna... 
-Zostanę, nie martw się, zostanę z tobą, nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić - usiadł obok niej, wziął ją za rękę i zaczął głaskać po głowie, dopóki nie zasnęła. Kiedy był pewny, że dziewczyna już śpi, delikatnie pocałował ją w policzek. 
-Kocham cię Caro, nawet nie wiesz, jak bardzo - wyszeptał. Nagle drzwi do pokoju się otworzyły.
~~~~~
Jest już kolejny, napisałam dzisiaj, bo nie chciało mi sie uczyć chemi xd Wiem, że znowu w takim momencie, ale przynajmniej wyjaśniło sie kilka rzeczy ;P Oprócz tego pod tamtym postem jest mało komentarzy :<

Rozdział V

Dziewczyna patrzyła w jego oczy, nie wiedziała co powiedzieć. Była zaskoczona jago bezpośredniością i nie chciała go urazić. 
-Sama nie wiem... Messi uważa, że jesteś świetnym piłkarzem, doskonale grasz w reprezentacji i masz przed sobą wiele perspektyw, po prostu nie doszedłeś do siebie po kontuzji i nie zgrałeś się za dobrze z zespołem. Oprócz tego zazdrości ci urody - uśmiechnęła się lekko. 
-To miłe, ale nie to chciałem usłyszeć - uśmiechnął się smutno - Chciałem usłyszeć, co ty o mnie sądzisz, a nie Messi. Powiesz mi? 
-No dobrze, więc... - dziewczyna nabrała powietrza w płuca - Moim zdaniem jesteś doskonałym piłkarzem, grasz świetnie, jesteś doskonałym napastnikiem, ale nie wierzysz w siebie! Nie wierzysz, że strzelisz, wolisz podać do kogoś, niż strzelać! Ciągle prześladuje cię ta pusta bramka! Powinieneś sie tym nie przejmować! Chyba każdemu zdarzyło sie kiedyś spódłować! 
-Messiemu nie, on jest mistrzem... 
-Może i jest mistrzem, ale też często mu coś nie wychodzi! Nawet nie wiesz, ile razu po meczu przychodził do mnie, żalić sie, ile okazji przepuścił! Ty nie wiesz, jakie on ma kompleksy! Patrzy na Ronaldo jak gra, jaki jest wysoki, jak sie ubiera, jak lecą na niego te wszystkie panny a potem przychodzi do mnie zdołowany! Mimo, że jest najlepszy, wcale tym nie szpanuje! Po prostu gra i to jest dla niego najważniejsze! Ty też powinieneś! A co do urody, to uważam, że jesteś piękny... - dziewczyna spuściła oczy. Chłopak przez chwile siedział osłupiały, patrzył na piękne złote loki dziewczyny, na jej łagodne oczy o migdałowym kształcie w kolorze czekolady, na idealnie syntetyczną twarz. Była niezwykle piękna, od pierwszego razu, kiedy na niego spojrzała, rzuciła na niego jakiś czar. Nie wierzył w miłość, po tym, co zrobiła mu Olalla, nie wierzył, że istnieje takie uczucie. Jednak, kiedy tylko ją zobaczył, wiedział, że ją kocha. Delikatnie podniósł kciukiem jej brodę, zmuszając, aby na niego spojrzała. 
-Nie tak jak ty, ty po prostu rozwalasz system - uśmiechnął się do niej. Dziewczyna spojrzała na niego swoimi ufnymi oczami i uśmiechnęła sie lekko. Chciała coś powiedzieć. Wtedy nagle usłyszeli huk tłuczonego szkła, miganie  świateł i dziewczyna poczuła ogromny ból w nodze. Ostatnim co usłyszała było przekleństwo Fernanda, a potem zapanowała już ciemność.
~~~~~
Przepraszam, że taki krótki, ale chciałam zakończyć w takim momencie ;) Wiem, że niektórzy znowu bedą na mnie źli, ale nic na to nie poradzę ;P Kolejny będzie jeszcze dzisiaj albo jutro, zależy jak mi czas pozwoli ;> Bardzo dziękuje za wszystkie komentarze, jesteście kochane <3

sobota, 25 maja 2013

Rozdział IV

Dziewczyna opowiedziała chłopakom całą swoją historię. Byli zszokowani. Nie wiedzieli, jak ktoś mógł tak potraktować własną córkę. Byli rownież zaskoczeni, właśnie stała przed nimi dziewczyna, która była najlepszą przyjaciółką, prawie siostrą, Lionela Messi, najlepszego piłkarza na świecie. 
-Real i tak jest lepszy - prychnął Zayn teatralnie, mrugając do chłopaków. Chciał wkurzyć dziewczynę i udało mu się to. 
-No właśnie, Ronaldo jest mistrzem, mieliśmy z nim sesję zdjęciową w koszulkach Realu - Luis podchwycił temat i pokazał jej język. 
-Oni się zgrywają Caro, ale my wolimy Barcelonę - Niall ją przytulił - Przynajmniej ja i Harry, wystepowaliśmy na koncercie w Barcelonie w koszulkach Barcelony, ja domowej a Harry wyjazdowej. 
-Przynajmniej na was można liczyć, kochani jesteście - dziewczyna przytuliła ich mocno i pokazała język Luisowi. 
-A ja? Ja też wolę Barcelonę! Mam zdjęcie w koszulce Barcy na Twitterze! Mnie też przytulisz? - powiedział Liam. 
-Ciebie nie - pokazała mu język. 
-Czemu mnie nie? 
-Bo ty boisz się łyżek! - powiedziała dla żartów a wszyscy oprócz Liama wybuchli śmiechem. Nagle do dziewczyny przyszedł SMS "Jestem już pod London Eye, czekam w bluzie z kapturem, szaliku i okularach przeciwsłonecznych, bo boje sie antyfanów. Jak podejdziesz, to powiedz Chelsea's Number Nine, to będę wiedział, że to ty ;)" SMS nie był podpisany, jednak dziewczyna wiedziała, kto to. Szybkim krokiem udała się w stronę zakapturzonej postaci, jednak zatrzymała się po chwili i zawróciła. 
-Podacie mi swoje numery albo coś? Bo muszę już iść - wskazała głową w stronę stojącego kawałek dalej Fernanda. Długie blond włosy wystawały spod kaptura, a jego uśmiechu nie pomyliłaby z nikim innym. 
-Kto to? To na pewno bezpieczne? - Liam wyglądał na zaniepokojonego, jednak dziewczyna tylko sie roześmiała. 
-Tak, to na pewno bezpieczne, to przyjaciel mojego brata, muszę już iść, cześć. 
-To daj chociaż numer! - Harry wykrzyknął. 
-No dobra, 792-066-144, to tyle, dzwońcie kiedy chcecie, nawet o 3 w nocy, buziaczki, cześć! Przesłała im ręką całusa a Harry rzucił się, aby go złapać. Kiedy dziewczyna się oddaliła, chłopak spojrzał na kumpli. 
-Wiecie o czym myśle, prawda? 
-Tak... - Luis spojrzał na kumpla z przerażeniem. 
-Dobra chłopaki, bez paniki, może po prostu nie skojarzyła faktów - Zayn próbował ich uspokoić, jednak z marnym skutkiem. 
-Albo po prostu o nas nie słyszała! Jak to możliwe! Czemu ona nie wrzeszczy na nasz widok! Powinna piszczać, wrzeszczeć i błagać o wspólne zdjęcie! - Lou zaczął porządnie panikować. 
-Luis, ona jest przyjaciółką Messiego, może wcale nie słucha muzyki? - na wpół spytał na wpół stwierdził Zayn - Mam pewien pomysł... - dodał z tajemniczą miną. W tym samym czasie dziewczyna podeszła do piłkarza. 
-Chelsea's Number Nine? Naprawdę? Już nawet Liverpool byłby lepszym hasłem! 
-Miło, naprawdę miło - uśmiechnął się - Widać, że znasz moje dzieje. 
-Nie ciesz sie, to zbędna wiedza, która przypadkiem przenikła mi do głowy - pokazała mu język - Oprócz tego epickie babeczki pieczesz. 
-Dziękuje, mogę ci zaraz upiec jak będziemy w domu. Tak ogólnie to jestem Fernando Torres, w skrócie FT9, chociaż już pewnie to wiesz, dla przyjaciół Fer albo Nando - uśmiechnął się w rozbrajający sposób - Chodź już do samochodu, przecież cię nie porwę, nie mam takiego zamiaru - roześmiał się, a dziewczyna pomyślała, że nawet gdyby miał taki zamiar, nie miałaby nic przeciwko. Kiedy już jechali, a Fer zdjął kaptur, szalik i okulary, dziewczyna mogła mu się dokładnie przyjrzeć. Był zdecydowanie przystojniejszy niż na zdjęciach, w jego oczach widać było radość i dumę, dumę, że gra, że się nie poddał. Dziewczyna w duchu podziwiała go, ona na jego miejscu na pewno skończyłaby z piłką, jednak on, mimo wielu porażek i wyśmiewania, nie poddał się, starał sie, grał. Był niezwykle przystojny, chłopcy z Barcelony zazdrościli mu urody, chociaż długie blond włoski były farbowane, stały sie one, tak samo zresztą jak piegi, jego znakiem charakterystycznym. Chciała jakoś zacząć rozmowę, jednak nie mogła wydobyć z siebie głosu. W końcu udało jej się. 
-Mówiłeś, że przebierasz się, żeby uciec od antyfanów, dużo ich jest? 
-W rzeczywistości nie, mało kto odważy sie podejść do mnie i prosto w twarz powiedzieć mi, co o mnie myśli. Wolą raczej oglądać i komentować moje błędy w internecie. Torres i pusta bramka, to pierwsze, co wychodzi w YouTube po wpisaniu mojego nazwiska - zasmucił się, nagle spojrzał dziewczynie prosto w oczy i zapytał - A ty co o mnie sądzisz?
~~~~~
Ten rozdział moim zdaniem jest całkiem niezły ;) Wrzucam szybko, bo niektórzy chcą mnie zabić za zawieszenie poprzedniego bloga ;D Łapcie i darujcie mi życie ;P Oprócz tego chce podziękować wszystkim co to czytają i komentują, to naprawdę dużo dla mnie  znaczy, jesteście kochani <3 

czwartek, 23 maja 2013

Rozdział III

-Hej, coś sie stało? - zapytał chłopak, na którego wpadła. Miał krótkie blond włosy ustawione na żel, niebieskie oczy i aparat zębowy. Dziewczynie wydawało się, że już gdzieś go widziała, jednak nie miała pojęcia gdzie. 
-Nie, wszystko w porządku, bardzo przepraszam - wyszeptała spuszczając oczy. 
-Ej, przecież widzę, że nie w porządku... Nialler jestem, znaczy Niall Horan, chociaż Nialler też możesz mówić. Jesteś tu nowa? 
-Tak, dokładnie od godziny - uśmiechnęła sie - Jestem Carmen Fernandez Garcia, dla przyjaciół Caro. 
-Więc jesteś z Hiszpani? Tak myślałem! 
-Dokładnie z Katalonii - widząc minę chłopaka, dodała ze śmiechem - Miasto Barcelona. 
-Aha, to dobrze, bo już mnie zmyliłaś - roześmiał sie - Przepraszam, ale nie jestem zbyt dobry z Geografii. 
-Spoko, nie ma sprawy, właściwie ja tez nie. 
-To dobrze, bo nie chciałem od razu sie zbłaźnić - uśmiechnął sie. Nagle chyba zauważył przyjaciół, bo zaczął machać rękami jak szalony - Ej! Chłopaki! Chodzcie tu! Wygrałem zakład! 
-Nialler, cicho bądź, ludzie patrzą! - ze śmiechem podszedł do nich wysoki brunet, z blond grzywką ustawioną na żel i brązowymi oczami. Miał lekko ciemniejszą karnację niż reszta - Jestem Zayn, Niallera już poznałaś, ten z loczkami to Harry, łysy to Liam... 
-Wcale nie jestem łysy! Po prostu obciąłem się na krótko ale nadal mam włosy! - przerwał mu Liam. 
-Liam? - do rozmowy wtrącił się chłopak, którego imienia jeszcze nie znała. 
-Co? 
-Łyżka! 
-Aaaaa! Weź już przestań! 
-Wiesz, nigdy nie przestanie mnie to śmieszyć! - widząc pytające spojrzenie Carmnen, dodał - On boi się łyżek, nikt nie wie czemu. Luis jestem. A ty to? Bo przedstawiłaś się chyba tylko Niallowi. 
-No tak, jestem Carmen Fernandez Garcia, jestem z Hiszpanii, dokładnie z Katalonii, miasta Barcelony. A tam biegnie mój pies! - pokazała na zziajanego Demona, biegnącego w ich stronę - Demon! Demon, chodź tu! 
-Czemu Demon? Wyglada na miłego - Niall podszedł do psa, aby go pogłaskać - Aua, udziabał mnie! 
-Dlatego Demon, zaczekaj, dam ci jakaś chusteczkę albo coś. 
-Nie, nie trzeba, naprawdę, damy sobie radę, naprawdę - Liam próbował oponować, jednak Carmen już opatrywała rękę Niallera. Ten zaraz w ramach podziękowania uścisnął ją. 
-Caro, jesteś skarbem. Może pójdziesz do nas? Chętnie cię przygarniemy, prawda? 
-Tak, oczywiście! - Zayn rownież ją przytulił - Grupowe tulenie? - Po chwili wszyscy już się do siebie przytulali a dziewczyna naprawdę im zaufała. 
-Dobra, ja muszę jakoś ogarnąć numer do brata, żeby mnie zgarnął do domu. Pewnie mnie zabije, ale raz się żyje - uśmiechnęła się i wyciągnęła telefon z kieszeni - Halo, Leoś? 
-Caaaaaarooooo! Czemu nie dzwoniłaś? Martwiliśmy się o ciebie! Czemu nie dzwoniłaś? 
-Hej Leoś, przepraszam, że nie dzwoniłam, ale czasu nie było, masz może numer do Juana Maty? 
-Nie, a co sie stało? Ja go nie znam ale może chłopacy znają, czekaj chwile, Jordi jest u mnie, ale sie wkurzy, że go zdradzasz! 
-Ale ja go nie zdradzam! Po pierwsze, tak naprawdę nie jesteśmy razem, po drugie jesteś debilem, po trzecie, Juan Mata to mój brat! 
-To czemu teraz nie jesteś z nim? Znowu pokłóciłaś się z kimś pierwszego dnia? - roześmiał się. Dziewczynie przypomniał się pierwszy dzień, kiedy spotkała Messiego. Wtedy przypadkiem na niego wpadła, urządziła mu awanturę, że nie uważa i pokłóciła się z nim. Następnego dnia byli już najlepszymi przyjaciółmi. 
-Dobra, to dawaj tego Jordiego - roześmiała się. 
-Jordi! Chodź tu! Caro cię zdradza! 
-Caro, jak możesz, ty mnie zdradzasz? - dziewczyna usłyszała w słuchawce głos przyjaciela. 
-Tak Jordiś, zdradzam cię z moim bratem Juanem Matą, masz może do niego numer? 
-Ooooo, fajnie, fajny jest? Numeru nie mam, może Fabrique mają, ale nie wiem, gdzie teraz są. Mam do Torresa, podać ci? 
-Dobra, dawaj, zadzwonię jak będę w domu, pa Jordiś, buziaczki. 
-Papa Caro, zadzwoń, już tęsknię, Leo i spółka też. 
-To na skype pogadamy, tylko zbierzcie się wszyscy razem, pozdrowionka, cześć - dziewczyna skończyła rozmowę i zadzwoniła do Torresa. 
-Halo? - usłyszała w słuchawce jego głos a kolana jej zmiękły. Tylko chłopcy wiedzieli, że od lat potajemnie do niego wzdychała.
-Hej, tutaj Carmen Fernandez Garcia, siostra Juana Maty, mógłbyś podać mi do niego numer? - zapytała drżącym głosem. 
-Może po prostu przyjadę po ciebie? Mata jest nieźle wkurzony, ma okropne wyrzuty sumienia, że nie pobiegł za tobą, ale jest nie przyzwyczajony, nigdy nie miał rodzeństwa i po prostu zbaraniał. Powiem mu, żeby sie uspokoił i pojadę po ciebie, bo nie wiem czy wiesz, ale niestety z nim mieszkam. 
-Bardzo ci dziękuje, nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. 
-Drobiazg, będę za 15 minut, powiedz tylko, gdzie ty jesteś? 
-Przy tym takim wielkim kole, to sie chyba nazywa London Eye czy jakoś tak. 
-Wow, to spory kawałek przebiegłaś, zaraz będę, cześć. 
-Cześć - dziewczyna szepnęła, jednak chłopak już tego nie słyszał. Rozłączyła się i
 spojrzała na zdumionych chłopaków - Co się stało? 
-Nic, po prostu tak jakoś... Mogę mieć jedno pytanie? - Niall zaczął się plątać. 
-Ty farbujesz włosy? - przerwał mu Harry. 
-Nie, naprawdę nie, po prostu mam taki dziwny kolor. 
-A ty jesteś taką pełną Hiszpanką? W sensie że pełnej krwi? 
-Nie wiem, nic już nie wiem... - spojrzała w oczy Harolda i się rozpłakała, a ten mocno ją do siebie przytulił.
~~~~~
Rozdział taki sobie, nie za bardzo podoba mi się :/ Miał wyglądać zupełnie inaczej, jednak specjalnie dla Liz A (przepraszam, ale nie umiem tego odmienić) oddałam wcześniej Niallera i spółkę ;D

środa, 22 maja 2013

Rozdział II

-Chodź, wezmę twoje bagaże, jedziemy do domu - Juan bez trudu podniósł jej walizki - Weźmiesz psa, bo boje sie, że coś mi zrobi? 
-Tak, tak, już, jasne, oczywiście, przepraszam. 
-Nie przepraszaj, Carmen, ty nie masz za co przepraszać! Możesz siedzieć z psem z tyłu? Bo jeszcze mój kolega z nami jedzie. 
-Tak, oczywiście, a mogę wiedzieć jaki kolega? 
-Największy idiota wszechczasów, David Luiz, może kojarzysz? 
-To jest ten z loczkami, tak? Kojarzę, coś tam kojarzę. Czyli chwila, ty grasz w Chelsea? To mój prawie ulubiony klub! 
-Tak, tylko ja tam za bardzo znany nie jestem...
-Przepraszam, słyszałam o tobie, tylko nie skojarzyłam faktów. To David Luiz jedzie z nami samochodem? Ale super! 
-No tak, jeszcze jedno, Torres z nami mieszka, bo przechodzi załamanie nerwowe, więc się nie przeraź. O kurde, coś mi sie przypomniało, Luiz Pewnie zgarnął chłopaków i organizują jakąś imprezę powitalną - strzelił facepalma - Dobra, jakoś przeżyjesz. 
-Raczej tak - uśmiechnęła się - A ten Torres to El Niño? 
-Tak, i nadal zachowuje sie, jakby miał 10 lat - roześmiali się - A twój pies to? 
-Prezeznt od przyjaciół. No właśnie, miałam do nich zadzwonić, bo pewnie tam wariują! 
-To chodź, zadzwonisz już w samochodzie, bo nie chce tutaj żadnych paparazzi, okey? Pewnie znowu byłoby, że mam nową dziewczynę - westchnął głęboko. 
-Wiem o co chodzi, masakra jakaś... 
-Nie, właśnie nie wiesz! To nie ty jesteś codziennie napastowana, przez tłumy fanów, którzy chcą autograf i zdjęcie z tobą!!! Nie masz mnóstwa kompromitujących fotek, na rożnych stronach plotkarskich!!! Ty nie wiesz, jakie to jest okropne!!! - wybuchł, jednak zaraz tego pożałował. 
-Tak, ale to nie ty byłeś nazywany przez gazety Panną Puszczalską! To nie ciebie krytykowano za ubieranie się w jeansy i za duże t-shirty piłkarskie! To nie ty byłeś nazywany "nową zabawką" piłkarzy Barcelony! A najgorsze jest to, że ja nie wybrałam sobie takiego losu! Ja wcale nie chciałam być sławna! Nie występowałam w telewizji, nie miałam żadnych sesji zdjęciowych, nie przeprowadzano ze mną wywiadów, nie kreowano mnie na gwiazdę! Po prostu tak wyszło, bo mam takich przyjaciół i nie mam agenta, dzwoniącego do gazet, żeby usunąć zdjęcie, na którym niekorzystnie wyszłam! Wiedzieli o mnie tylko tyle, że nazywam się Carmen, czyli Caro jak nazywali mnie chłopcy i to im wystarczało! Nie wiedzieli o mnie absolutnie nic ale i tak mnie krytykowali! Może jak postawisz się w mojej sytuacji, zrozumiesz! - wykrzyczała ze łzami w oczach i pobiegła przed siebie, pozostawiając osłupiałego Juana samego. Nie wiedziała gdzie jest ani co robi. Biegła już chyba 10 minut i biegłaby na pewno jeszcze dłużej, kiedy nagle na kogoś wpadła.
~~~~~
Kolejny rozdział jest już za mną :) Chcę bardzo podziękować Zuzi Sus, która chyba jako jedyna to czyta i komentuje. Mam nadzieje, że z czasem komentarzy będzie wiecej :) Oprócz tego tradycyjnie zapraszam na http://spainlovestoryoncampnou.blogspot.com/?m=1 

wtorek, 21 maja 2013

Rozdział I

Carmen Fernandez Garcia stała na lotnisku w Londynie. Nie miała nic. Przez całe życie była sierotą wychowywaną przez babcię, kiedy nagle okazało się, że miała rodziców. Co wiecej, byli oni bardzo bogatymi mieszkańcami Londynu. Dowiedziała się o tym, dopiero po ich śmierci. Dowiedziała się rownież, że ma brata, piłkarza, grającego w jakimś londyńskim klubie. Stała i patrzyła jak deszcz na nią kapie. Było jej zimno, w słonecznej Barcelonie, gdzie mieszkała do tej pory, prawie nigdy nie padało. O jej głowę ciągle obijały się myśli, czemu rodzice jej nie chcieli? Czemu ją porzucili? Czemu o bracie dowiaduje się dopiero teraz, przy okazji ich śmierci? Czemu kazano jej przeprowadzić się tutaj, do brata, którego wcale nie znała? Przecież w Barcelonie miała przyjaciół, swój ukochany klub, któremu oddała swoje serce i obiecała być wierna. Nagle ciszę przerwał dzwonek telefonu. Dziewczyna spojrzała na ekran, i odruchowo się uśmiechnęła. Były tam zdjęcia i numery jej przyjaciół, którzy, mimo rozstania, obiecali zawsze ją wspierać. Mimo, że innym wydawało się to dziwne, dla niej nie było w tym nic dziwnego, jej przyjaciółmi byli piłkarze FC Barcelony. Wychowała się praktycznie na ich boisku, tylko dzięki nim prowadziła w miarę normalny tryb życia. Jednak oni zostali tam, gdzie całe jej życie. Westchnęła cicho. Miała 17 nieodebranych połączeń i 32 smsy. Większość od Messiego, Jordiego Alby, Fabragasa i Pique, swoich najlepszych przyjaciół, jednak jeden był rownież od Puyola, inny od Villi,  Xaviego i Iniesty, nawet sam trener, Tito Vilanova zapytał sie, czy już doleciała. Odpisala mu, że tak, dziękuje za troskę i postanowiła dodzwonić do Leosia. Pewnie wszyscy siedzieli razem i czekali na wiadomości od niej, więc nie było sensu pisać tego wszystkiego kilka razy. Już chciała zadzwonić do przyjaciela, kiedy spojrzała na swojego psa. Demon zachowywał się dzisiaj jak nie on, przywykł do życia w cieple i chyba było mu zimno. Był wspaniałym 2 letnim psem rasy Syberian Husky, prawdziwym olbrzymem z władczym charakterem, długimi białymi kłami i niebieskimi oczami w kolorze lodowca. Był to prezent urodzinowy od chłopaków, dostała go, kiedy był jeszcze białą puchatą kulką. Nagle coś zwróciło jej uwagę. Jakiś dwudziestokilkuletni chłopak chodził po całym lotnisku, najwyraźniej kogoś szukając. Demon spojrzał na niego warcząc. Nagle chłopak przystanął i spojrzał w ich kierunku. Wyglądał na miłego, Carmen tak bardzo pragnęła, aby to on okazał się jej bratem... W sumie były na to duże szanse, lotnisko było opustoszałe. Podszedł do niej.  -Przepraszam, Carmen?  -Tak, to ja - spojrzała na niego, a jej twarz pokrył rumieniec.  -Jestem Juan, Juan Mata, jestem twoim bratem! - wyciągnął ramiona, aby ją przytulić, jednak widząc warczącego Demona, szybko się zreflektował - Przepraszam... Po prostu nie wiedziałem, że ustniejesz, miałem 2 latka, kiedy się urodziłaś. Bardzo się cieszyłem, zawsze chciałem mieć rodzeństwo, jednak rodzice chyba nie.  Powiedzieli mi, że umarłaś podczas porodu, przepłakałem wtedy chyba tydzień. Teraz, kiedy się dowiedziałem, tak bardzo się cieszyłem. Zrozumiałem, jak bardzo mnie oszukali. Naprawdę nie miałem o niczym pojęcia! Przepraszam, nie wiedziałem! Wybaczysz mi Carmen?  -Tak, przepraszam, to ja źle cię oceniłam, teraz już wiem, że jesteś zupełnie inny... Myślałam że będziesz jakimś 35 letnim biznesmeanem, pracującym w jakimś ogromnym budynku, dla którego będę tylko niepotrzebnym wydatkiem! - wybuchła, obawiając się jego reakcji, jednak on tylko wybuchł śmiechem. Miał dystans do siebie.  -Nie, no co ty, nie wytrzymałbym w jakimś biurze. Ciagle muszę sie ruszać, biegać. Kumple mówią, że mam ADHD! - tym razem obydwoje wybuchli śmiechem - Mógłbym cię przytulić? - otworzył ramiona a dziewczyna mocno się do niego przytuliła. Czuła, że wreszcie ma prawdziwą rodzinę, wreszcie jest komuś potrzebna.  
~~~~~ 
Pierwszy rozdział za mną 😊 Jest taki trochę dziwny, nie tak to miało wyglądać, ale przynajmniej jest 😉 Komentarze miło widziane, zapraszam również na mojego innego bloga 😃 http://spainlovestoryoncampnou.blogspot.com/?m=1