wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział XIV

Torres spojrzał na nią zdziwiony. Już prędzej spodziewał się, że Carmen wyjmie pistolet i strzeli mu w łeb, niż, że go pocałuje. Na początku lekko go zamurowało, jednak zaraz zaczął oddawać pocałunki. Poczuł, jak dziewczyna lekko się uśmiecha. Po chwili lekko się od niego odsunęła. 
-Chodź, bo spóźnisz się na trening! - uśmiechnęła się do niego - A wtedy wasz trener chyba mnie zabije, albo przynajmniej będzie kazał robić dodatkowe kółka dookoła boiska! 
-Więc jednak będziesz z nami ćwiczyć? Kocham cię, wiesz? 
-Wiem - cmoknęła go w policzek - A teraz chodź już - pociagnęła go za rękę. W połowie schodów chłopak nagle się zatrzymał. 
-Może jednak zmieniłaś zdanie w kwesti tej koszulki? Skoro i tak masz już buty po Messim... 
-Dobra, daj tą koszulkę - roześmiała się - Juan i tak nie pozwoliłby mi iść w koszulce Barcelony, więc twoja 9 jest lepsza. 
-No właśnie, Juan na pewno kazałby ci ubrać koszulkę ze swoim nazwiskiem. A tak właściwie, to czemu ty masz inne nazwisko niż on? To znaczy też jesteś Garcia, ale czemu nie Mata tylko Fernandez? To znaczy... No kurde, nie umiem tego wytłumaczyć! 
-Nie wiem... - Carmen spuściła oczy i wyszeptała - Tak było napisane w liście, który został znaleziony ze mną w koszyczku. Ines mi o tym powiedziała... Była dla mnie bardzo dobra, troszczyła się o mnie, nie miała nic przeciwko chłopakom, zapraszała ich do nas na ciasto... Ogólnie była chyba jakąś ciocią Pepa Guardioli. Było nam bardzo dobrze, dopóki... - jej dolna warta zadrżała, więc Torres mocno ją przytulił. 
-Nie musisz mówić dalej, jeśli nie chcesz. Przepraszam, że o to zapytałem. 
-Ale ja chcę! Chcę ci o tym powiedzieć! Jeszcze nigdy nikomu o tym nie mówiłam, a wiem, że jeśli teraz skończę już nie będę mogła tego zacząć! - wzięła głęboki oddech i zaczęła opowiadać - Miałam wtedy 15 lat, Ines wracała ze stadionu, bo rozmawiała z Pepem o zmniejszeniu kar dla chłopaków, za dosypanie Puyolowi środka na biegunkę do herbaty. Mówiła, że to jeszcze dzieci, muszą się wyszumieć. Wracając do domu, tuż przy stadionie wjechał w nią samochód. Zginęła na miejscu - Carmen załkała krótko, a Torres mocniej ją przytulil - Wtedy z pomocą przyszli mi chłopcy. Wszyscy byli już pełnoletni, więc pomagali mi jak mogli, a  Leo tak jakby mnie adopotował. Mieszkałam u niego, był dla mnie jak brat. Prawdziwy brat, który nigdy nie sprawił mi przykrości i zawsze był dla mnie oparciem w tych ciężkich chwilach. To właśnie on najbardziej się wkurzył, kiedy przyszedł ten list, że odnaleźli mojego brata i mam jechać do Londynu. Potłukł wtedy chyba wszystkie możliwe talerze.  Przecież byłam pełnoletnia, nie mogli mnie do tego zmusić, jednak ja chciałam. Chciałam poznać swojego brata. To była chyba nasza jedyna poważna kłótnia, nie chciał, żebym tam jechała, bo był pewny, że ten twój brat to jakiś stary angielski biznesmen, po prostu nudziarz. Ale ja się uparłam i pojechałam, musiałam, przecież mnie znasz. Jeszcze przed wyjazdem się pogodziliśmy, obiecałam, że będę często dzwonić i tak wylądowałam tutaj. Koniec historii - dziewczyna wszystko wydusiła na jednym oddechu. Kiedy skończyła mówić, szybko otarła łzy, które już spływały po jej policzkach. Nie chciała okazywać swojej słabości. Torres spojrzał na nią ze współczuciem. Wydawała się taka mała bezbronna i krucha, jakby została zrobiona z porcelany, jednak po tym zwierzeniu Torres wiedział, że nigdy nie można oceniać nikogo po pozorach. Chociaż wydawała się taka mała i krucha, w rzeczywistości była najsilniejszą osobą jaką znał. Chociaż tyle przeszła, nie złamała się, dalej potrafiła cieszyć się życiem. Jego rozważania przerwały chałasy dochodzące z dołu, dźwięk otwieranych drzwi, przekleństwo Juana, który chyba się o coś potknął i odgłos upadajacego ciała. 
-Aaaauaaaa! Carooooo! 
-Już schodzę braciszku! - Carmen szybko otarła łzy. 
-A temu co się znowu stało? Chyba lekko podpity - do pokoju wszedł David Luiz w stanie nadającym się do funkcjonowania, śmiejąc się złośliwie. 
-David, co ty mu znowu zrobiłeś? - Carmen również zaczęła się śmiać, nie było już po niej widać, że przed chwilą płakała - Chodźcie, pomożemy mu jakoś, oprócz tego zaraz się spóźnicie! 
-No ale czemu, napił się, to niech sam  sobie radzi... - David dalej marudził, jednak dziewczyna pociagnęła już Torresa za rękę na dół, więc szybko podążył za nimi. Juan właśnie przykładał sobie zamrożonego kurczaka do czoła, gdzie miał poważnego siniaka. Kiedy tylko zobaczył przyjaciół, starał się sprawiać wrażenie całkowicie trzeźwego. 
-O, witajcie, już spakowani na trening? Ja tylko idę po strój na górę i... 
-Nie, nigdzie nie idziesz, ja ci strój przyniosę, a ty szybko doprowadź się do porządku, bo zaraz masz trening. Oprócz tego na pewno ty na pewno nie będziesz prowadził, będzie to robił Torres, bo ty jesteś już lekko wstawiony a Davidowi nie ufam! 
-He he he, mi nie należy ufać, słonko - przesłał jej buziaka a powietrzu - A tak apropo, to kiedy idziemy na naszą umuwioną kawę? 
-Hmm, będzie cieżko Davidku... Byćmoże za... - zaczęła przeglądać kalendarz z miną niezwykle zajętego człowieka - No gdzieś tak na początku przyszłego roku będę miała czas, co ty na to?
-Ej, ty sie nabijasz, prawda? Powiedz, że się nabijasz! 
-Nabijam się, oczywiście, że sie nabijam - David odetchnął z ulgą - Tak naprawdę to wogóle nie będę już miała czasu, żeby się z tobą spotkać - pokazała mu język. 
-Ale jak to? Ale przecież każda dziewczyna...  Większość dziewczyn... Zrobiłyby by wszystko, żeby gdzieś ze mną pójść!!! 
-Ale ja nie jestem każda i nie należę do większości! - powiedziała zaczepnym tonem - Chodźmy już, bo zaraz się spóźnimy! - szybko pocałowała Torresa w policzek i pociągnęła go za rękę do samochodu. David Luiz spojrzał pytająco na Juana Matę. 
-Co on takiego w sobie ma, czego ja nie mam?! - spytał z pretensją. 
-Nie mam pojęcia, też się zastanawiam... No cóż, życzę im najlepszego, jestem tylko ciekawy, czy będą z tego dzieci... - poczłapał do samochodu. Nie widział miny Luiza, który najpierw strzelił facepalma, jednak zaraz na jego twarzy pojawił się podejrzany uśmieszek i zaczął zawierać ręce. Ktoś, gdyby go teraz zobaczył, byłby pewny, że David Luiz niewątpliwie coś knuje. 
~~~~~
Przepraszam za długą nieobecność, cierpiałam na brak czasu połączony z brakiem weny, jednak teraz oficjalnie powracam :) Bardzo dziękuje za komentarze, dzięki wam wiem, że muszę pisać dalej, jesteście kochane <3 Mam nadzieje, że pod następnymi postami też będą komentarze ;* 
PS.: Wszystkiego najlepszego Leo! Chyba pierwszy raz dodaję tutaj zdjęcie, ale to bardzo ważna okazja ;D Oprócz tego wiem, że urodziny były wczoraj Leosiu, nie martw się, nie pomyliłam, po prostu czasu nie było ;> 

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział XIII

Fernando również położył się do łóżka. Nie wiedząc kiedy, zasnął. Po kilku godzinach, które zdawały się być momentem, usłyszał krzyki. Natychmiast zerwał się na nogi, myśląc, że to Carmen, jednak zaraz odkrył, jak bardzo sie pomylił. Z kuchni wrzeszczał Luiz. Carmen chyba próbowała go do czegoś przekonać, jednak z marnym skutkiem. 
-Ja nie będę pił tego świństwa! Już wolę się męczyć! Naprawdę nie masz żadnych tabletek? 
-Nie, wypij to! Poczujesz się lepiej! 
-Nieeeee! Nie wypiję tego! Nie ma mowy! 
-To się męcz! - dziewczyna tupnęła nogą i wyszła z kuchni, spotykając po drodze Torresa - Przekaż swojemu koledze, że żadnych tabletek na kaca mu nie dam, a zaraz ma trening. 
-Jakto? Która godzina? 
-Jest już 11:30, a o 12:15 macie trening. Mata zaraz będzie, ja też już się szykuję, tobie też radzę. 
-A Luiz? 
-Co Luiz? Przekaż mu, że ja z nim nie gadam. 
-Dobra, dam mu jakieś tabletki i lecimy - westchnął. 
-Nie, żadnych tabletek! Gdybyś wiedział, ile w tych wszystkich tabletkach jest świństwa! 
-No dobra, więc co proponujesz? Jakieś sprawdzone hiszpańskie metody? 
-Niech wypije kefir, stoi na stole. 
-Kefir? - Torres skrzywił się - Przecież to jest ochydne! On tego za nic nie wypije! Ty to kiedykolwiek piłaś? 
-Nie, no co ty, ja nie - uśmiechnęła się - Ja mam swoje własne metody, do picia kefiru zmuszam chłopaków. 
-Że co? To podaj mu jakieś swoje własne metody, niech sie chłopak nie męczy! 
-Dobra, podstawowa metoda, nie pić tyle - pokazała mu język i pobiegła po schodach na górę. Torres ze śmiechem przewrócił oczami, na pierwszy rzut oka można było poznać, że Carmen to rodowita Hiszpanka, miała typowo hiszpański ognisty temperament. Po chwili przypomniał sobie o czymś. 
-Caaaaarooooo! 
-Czego chcesz idioto? Nie dam mu tych tabletek! 
-No ale nie o to chodzi! Chodź tu na chwilę! 
-Niby po co? 
-Schodź a nie drzesz się z góry schodów! To nie Romeo i Julia!
-Odwal się no! Pod prysznicem jestem! - wkurzona dziewczyna wydarła się na niego. 
-No dobra, już tam do ciebie idę! - Torresa bawiła cała sytuacja. 
-Ani mi się waż! To coś ważnego? - dziewczyna owinięta w ręcznik pojawiła się na górze schodów. 
-Tylko pytam sie, czy strój masz na trening - Fernando uśmiechnął się do niej rozbrajająco. Kiedy się uśmiechał, Carmen miękły kolana, nie umiała się na niego gniewać. Nie miała wyboru, musiała skapitulować. Chłopak oczywiście to zauważył - No bo jeśli nie masz, to mogę ci dać swoją koszulkę, wiesz? 
-Nie dzięki, mam swoją - pokazała mu język. 
-Jak to? - chłopak zrobił smutną rozczarowaną minę - A ja ci chciałem dać swoją!
-Myślałeś, że mam tylko jedną koszulkę od chłopaków? To się grubo pomyliłeś - prychnęła. 
-Ej, zaraz, czyli ty masz koszulkę Barcelony? A musisz mieć Chelsea! Najlepiej taką z numerem 9! 
-Zapomnij, idę w koszulce Leosia, oprócz tego mam cały swój strój tak na wszelki wypadek, ale raczej ćwiczyć nie będę. 
-Czemu ćwiczyć nie będziesz? No weź, ja tu specjalnie dla ciebie kefir wypiłem a ty ćwiczyć nie chcesz - z kuchni przyczłapał David, już w wyraźnie lepszym stanie - Foch Forever Caro, naprawdę, tak mnie urazić... - spojrzał na nią z pretensją. 
-Oooooo, jak dobrze Davidku, że wypiłeś kefirek ale to było dla twojego dobra - podeszła do niego i pieszczotliwie poczochrała jego loczki, na co Torres, płaczący ze śmiechu, nagle się zakrztusił - Oprócz tego nie jestem wystarczająco dobra, żeby z wami grać i chyba wasi koledzy mnie nie polubią - dodała ciszej. Chłopcy spojrzeli na nią, jak na kogoś, kto właśnie oznajmił, że Polska z pewnością wygra zbliżające się mistrzostwa świata w Brazylii. 
-Caro, czy ty się dobrze czujesz? - Carmen szybko przytaknęła - Na pewno? - Torres dalej nie był przekonany - Bo jak coś, to możemy z tobą zostać, jeśli coś, wiesz o tym, prawda? 
-Tak Fer, dobrze się czuję, naprawdę, po prostu jestem realistką! - chłopcy spojrzeli na nią dziwnie, więc popukała się w czoło, szybko dodając - Co nie ma nic wspólnego z Realem Madryt! Debile jedni! - wykrzyczała, jednak tym razem ze śmiechem. 
-Wcale tak nie myślałem, myślałem że to może na przykład... No nie wiem... Piłkarze Realu Valladolid? - wypalił Luiz, a Torres strzelił facepalma. 
-Luiz, jesteś debilem, wiesz o tym, prawda? - Carmen uśmiechnęła się do niego ciepło. 
-No tak, wiem, poinformowałaś mnie o tym przed chwilą - powiedział obrażonym tonem - I jakbyś nie zauważyła, dalej się focham! 
-No już się nie fochaj, Luizku! Dobrze, będę z wami ćwiczyć - westchnęła z rezygnacją. Torres od razu pobiegł do pokoju po jej strój, nie zdając sobie sprawy, że nie ma pojęcia gdzie jest. David to zauważył. 
-Za chwile się zorientuje ale nie będzie chciał się przyznać, więc przewróci ci cały pokój do góry nogami, żeby potem przyznać, że niczego nie znalazł - David uśmiechnął się pokazując rząd białych zębów. Dziewczyna spojrzała na niego przerażona i pobiegła na górę. Wchodząc do pokoju, niechcący wpadła na Fernando. 
-Yyyy, sorki, moja wina, tylko że dzwonił twój telefon i... 
-Fer, czy ty odebrałeś mój telefon?! - gdyby wzrokiem można było zabijać, Torres już by nie żył. 
-Nieeeeeee... 
-Fer! 
-Naprawdę nie! Ale... Ty masz chłopaka? - spojrzał na nią z przerażeniem - No bo zobaczyłem kto dzwoni i tam było napisane "Feruś" i tak jakoś wyszło, że się rozłaczyłem... Proszę, nie zabijaj! - Carmen była teraz ostatnią osobą, która byłaby zdolna kogoś zabić. Miała taką minę, jakby sama rozważała strzelanie sobie w łeb. 
-Fer, bo jest taka sprawa, że... - na jej twarz wstąpił rumieniec, spuściła oczy - To jest twój numer... Po prostu tak jakoś... - widać było, że najbardziej na świecie chciała zapaść się pod ziemię. 
-Dobra, nie chcesz mówić to nie mów, jak wolisz, tylko... Zaczekaj chwile, ale że jak? Tak masz zapisany mój numer? Dobra, nie spodziewałem się tego - stał przed nią z wyjątkowo głupią miną - No wiesz, to nie chodzi o to, że coś, tylko... - teraz to on się zarumienił - Pewnie mi nie uwierzysz, ale cieszę się, że nie masz chłopaka i że to ja jestem tak zapisany, bo - wziął głęboki oddech - Kocham cię Carmen! 
-Wiem, ja ciebie też - zarzuciła mu ręce na szyję i delikatnie pocałowała w usta.
~~~~~ 
Jest kolejny rozdział, jakoś tak mi sie nie podoba :/ Blog chyba będzie już zbliżał się do końca, bo prawie nikt tego nie czyta, a przynajmniej nie komentuje :/ 

wtorek, 11 czerwca 2013

Rozdział XII

Dziewczyna stała na schodach, dopóki chłopcy, którzy już położyli Davida, nie zaczęli jej wołać. Wtedy szybko, z uśmiechem na twarzy, wróciła do domu, wpadając prosto w ramiona Torresa. Ten tylko mocno ją przytulił. 
-Ale masz banana na twarzy, prawie takiego wielkiego jak Hazza między nogami! - Niall uśmiechnął się a reszta spojrzała na niego dziwnie - No takiego dmuchanego na plażę, w teledysku do Live While We Are Young! Boże, ale wy macie skojarzenia... 
-No cóż, lekko mnie to zdziwiło, ale... Zaraz zaraz, Carmen też? 
-Fer, ja wychowywałam się z chłopakami, skojarzenia mam naprawdę poważne - puściła do niego oko - To może chodźmy już coś zjeść? Ty gotowałeś? 
-Nie, ja nie umiem - roześmiał się widząc zdziwione spojrzenia przyjaciół - Gotował Juan, ja umiem tylko rzeczy z gotowe, np hamburgery albo hot-dogi. Albo jeszcze te babeczki z proszku. 
-Co? Ty ich nie piekłeś? Właśnie całe moje dzieciństwo legło w gruzach - Carmen zrobiła minę smutnego psiaka, a Torres uśmiechnął się do niej. 
-Nie płacz księżniczko, twój braciszek też dobrze gotuje, zrobił nam spaghetti i jest romantycznie podane, bo to taka próbna kolacja przy świecach dla Clarice. To chyba jakaś francuska czy coś... Ale nieważne, ważne, że się pogodziliście! A z chłopakami? Pogodziłaś się z nimi? 
-Nie... - dziewczyna spuściła oczy - Nie umiem tak po prostu zadzwonić i przeprosić... Ale oni wiedzą, że im wybaczyłam, oprócz tego w środę ten półfinał i oni tu przyjadą i was rozniosą, więc już się bój! 
-Ale my się nie damy! Będziemy walczyć do ostatniej kropli krwi! To dla mnie bardzo ważne, chcę pokazać tym wszystkim, że nie jestem taki beznadziejny... 
-Nie jesteś beznadziejny! To po prostu Barca jest najlepsza! A ja w ciebie wierzę! 
-Widzę, że wam przeszkadzam, to ja już sobie pójdę, do zobaczenia, nasze numery masz, od dziewczyn chyba też, więc jakby co, to dzwoń. Oprócz tego wyciągamy cię jutro na jakieś zakupy czy coś, Fer, ty też możesz iść, jak chcesz... - do rozmowy wtrącił się Niall. 
-Nie, dzięki, ja nie lubię takich rzeczy, przesiedziałbym cały dzień w Nike. Chociaż... Cholera, jednak idę, muszę kupić garnitur, bo jest ta durna gala jutro wieczorem! Na śmierć zapomniałem! 
-Czyli jednak idziesz z nami. Dziewczyny chyba zemdleją, jak cię zobaczą w garniturze! Ej, ale ja nie muszę iść na tą galę, prawda? 
-To jest właściwie taki charytatywny bal, i przykro mi, ale Juan nie odpuści, musisz iść. 
-Ale ja nie chce sukienki! Oprócz tego nie mam kasy, nie wiem, jak ja coś kupię! 
-Caro, a ja mam kasy aż za dużo! Mata tak samo! To twój brat, on ci będzie płacił za wszystko, jutro ma ci nawet wyrobić własną kartę kredytową na jego rachunek! A sukienkę to ja ci kupuję! 
-Fer, proszę cię, nienawidzę być dla kogoś ciężarem! 
-Nie jesteś ciężarem! To dla mnie przyjemność kupić ci tą sukienkę! 
-Dobra, nie kłóćcię się już! Ja już idę, a wy macie się niepozabijać! - kłótnie przerwał Niall. Kiedy już wyszedł, Torres westchnął. 
-Naprawdę mamy problemy życiowe, kłócimy się, czy zapłacę ci za sukienkę czy nie... 
-Przepraszam, ale na naprawdę nienawidzę, kiedy ktoś mi coś kupuje albo daje pieniądze! 
-No dobra, to sukienkę kupujesz sobie sama, a ja cię potem zapraszam do restauracji, może być? 
-Może - zadowolona dziewczyna pocałowała go w policzek - Dziękuje, że się nie upierasz. A mogę zapytać o jeszcze jedną rzecz? Bo Juan mówił, że ty mnie... Pocałowałeś... To prawda? Muszę wiedzieć! 
-Tak, to prawda... Ale w policzek, bo to było takie... Po prostu bardzo się o ciebie martwiłem, bałem się, że coś ci się stało, że już się nie obudzidz, że to ja cię zabiłem - z jego oczu polały się łzy. Dziewczyna, rownież ze łzami w oczach, otarła je wierzchem dłoni. 
-Ja... Przepraszam, nie powinnam pytać. 
-Powinnaś, cieszę się, że o to zapytałaś, teraz mówimy sobie już o wszystkim, okey? Chociaż wiem, że to prawie niemożliwe, spróbuje choć trochę zastąpić Messiego, obiecałem mu to. 
-Nigdy go nie zastąpisz... On jest kimś zupełnie innym niż ty... Oboje jesteście dla mnie bardzo ważni, choć w inny sposób... Jego kocham jak brata, a ciebie... Ciebie kocham za wszystko... - mocno wtuliła się w niego, kładąc głowę na jego klatce piersiowej i prawie od razu zasnęła. Chłopak siedział jeszcze przez kilka chwil nieruchomo, aby jej nie zbudzić, po czym delikatnie przeniósł ją na jej łóżko i opatulił kołdrą. Czynność ta była o tyle trudna, że dziewczyna cały czas trzymała jego rękę. Kiedy delikatnie chciał się uwolnić, dziewczyna na kilka sekund otworzyła oczy. 
-Proszę, zostań, nie zostawiaj mnie - wyszeptała przez sen. Więc został, delikatnie położył się koło niej patrzył jak śpi. Wtedy powróciły wspomnienia. Pamiętał, jak zamiast Carmen obok niego leżała Olalla, jak byli razem w szpitalu, kiedy rodziła się Nora, potem Leo. Podobno zakochał się w niej, ze wzajemnością, kiedy mieli po 16 lat, jednak teraz wiedział, że to nie była miłość. Prawdziwej miłości doświadczył dopiero teraz, przy Carmen. Dopiero teraz był szczęśliwy. Jego serce podskakiwało, kiedy tylko pomyślał, że ona też go kocha. Carmen na pewno nie postawiłaby tak jak Olalla, która zdradzała go, kiedy tylko wyjeżdżał na zgrupowanie kadry. Przez to nawet nie wie, czy dzieci są jego, choć bardzo chciałby, żeby tak było. Nawet jeśli nie są jego, kocha je nad życie i będzie walczył o prawo opieki nad nimi. Był tylko pewien problem, nie brali ślubu, więc nie mogą mieć rozwodu. Z zamyśleń wyrwała go Carmen, która przewróciła się na drugi bok i teraz leżała twarzą do niego. Uśmiechała się przez sen. Nagle niespodziewanie chwyciła jego rękę i otworzyła oczy. 
-Więc jednak zostałeś? 
-Myślałaś, że cię opuszczę? - uśmiechnął się ciepło. 
-Nie, wiedziałam, że zostaniesz, jakoś tak to czułam. Przytulisz mnie? - chłopak nie musiał odpowiadać, po prostu wziął ją w ramiona i mocno przytulił. Po chwili dziewczyna zasnęła. Była taka ufna... Przytulając ją, miał potrzebę chronienia jej przed całym złem na świecie, czuł, że w ramionach trzyma największy skarb, najpiękniejszą istotę na ziemi. Z rozmyśleń wyrwał go dzwonek telefonu. Mata. Zaklął cicho i odebrał. 
-Debilu, wiesz która jest godzina? Siostrę sobie obudzisz! 
-No właśnie wiem, przepraszam, ale to bardzo ważne, pilnie potrzebuje z nią porozmawiać! 
-Ona śpi, wiesz która godzina? 
-No tak, wiem, jest około 1, ale ja naprawdę muszę z nią porozmawiać! 
-Hej, co sie stało? - Carmen otworzyła oczy. 
-Cicho Caro, śpij, twój brat właśnie chce cię obudzić. 
-No to daj telefon, jak coś ważnego to daj - chłopak ze złością podał jej telefon - Siema Juan, coś sie stało? 
-Przepraszam, że budzę, ale Clarice chce wiedzieć, kiedy będzie mogła spotkać się z Messim, oprócz tego liczy rownież na jakąś podpisaną koszulkę czy coś... 
-I to jest ten powód, żeby budzić Caro?! 
-Cicho Torres, nie przeszkadzaj, no i właśnie ona chyba naprawdę pomyślała że ta 10 Messi a nie ja... 
-Mata, ty płaczesz? O lol, nie ma to jak płakać na randce w kiblu - Torres roześmiał się - Ciekawe co na to gazety?  Wielki Juan Mata przyłapany na płakaniu w toalecie pewnej restauracji! A może to jednak hotel? Uuuuuu, nieźle nieźle! 
-Fer, przymknij się - Carmen dźgnęła piłkarza w brzuch - Dobra Juan, teraz możesz mówić. 
-No i to tyle, chodzi tylko o to spotkanie z Messim, załatwisz to jakoś? 
-Jasne, powiedz jej, że w środę po meczu będzie mogła zadać mu kilka pytań, dostać autograf i takie tam. 
-Dzięki Caroś, jesteś wielka! 
-Spoko, a co wy tam tak długo robicie? Jesteście w hotelu? Uuuuuuu, porządnie. 
-Ha ha ha, bardzo śmieszne, wiem, że to spisek! - przyjaciele roześmiali się i przybyli sobie piątkę, nie umawiali się, ale doskonale wiedzieli, co zrobić, jeśli chcą go wkurzyć - Jesteśmy dalej w studio, wywiad się przedłużył, będę rano. 
-Więc jednak na jakiś hotel liczysz? 
-No może może... Dobra, już kończę, cześć, róbcie tam sobie co chcecie zakochańce - roześmiał się - Ale pamiętaj, skrzywdzisz ją, to nieżyjesz! - rozłączył się. Fernando po rozmowie z przyjacielem nadal się uśmiechał. Cieszył się, że rodzeństwo już się pogodziło, nienawidził kłócić się z Matą, był dla niego jak brat, zawsze się wspierali, chociaż często już nie mogli ze sobą wytrzymać. Oprócz tego chyba zrozumiał, że Carmen jest dla niego kimś wyjątkowym i już nie miał nic przeciwko temu, chciał tylko, żeby byli szczęśliwi. Spojrzał na dziewczynę. Uśmiechała się. 
-No cóż, skoro już i tak nie zaśniemy, to może jakiś meczyk? 
-Nabijasz się, prawda? Przecież jest 3 w nocy, nic teraz nie leci! 
-No to chociaż jakaś powtórka w internecie? Proszę? - spojrzała na niego swoimi wielkimi oczami, którym nie dało się odmówić. 
-No dobra, niech będzie, co chcesz? Bo rozumiem, że Barcelonę, czyż nie? 
-Jasne, a myślałeś że co? Real Madryt? - prychnęła. 
-No dobra, a co powiesz na Gran Derbi? El Clasico? Real vs Barcelona? 
-Wiem co to jest Gran Derbi głupku! - dźgnęła go w brzuch - Dobra, może być, najlepiej wtedy, kiedy wygraliśmy - puściła do niego oko. 
-A nie może być jakiś remisik? 
-Nie! - ponownie go dźgnęła. 
-Osz ty! Złapał ją i zaczął łaskotać, a ona piszczeć. 
-Zostaw mnie głupku jeden! - chciała wyglądać na złą, jednak nie mogła. W końcu Torres przestał, jednak dalej nie chciał wypuścić jej z objęć. 
-Ty mały potworze! Nie wypuszczę cię już nigdy! - uścisnął ją mocno. 
-A niby czemu? Nie lubię cię! - z miną skrzywdzonego dziecka pokazała mu język - Ja tu chcę tylko sobie jakiś fajny mecz o 3 w nocy obejrzeć a ty mi nie pozwalasz! 
-Nie! Kładziesz się spać, bo jutro rano idziesz z nami na trening a potem na zakupy! Zaraz wstać nie będziesz mogła! Już mi leć na górę, do łóżka! - wypuścił ją z objęć, posadził sobie na kolanach, odwrócił i spojrzał na nią. Co chwilę ziewała i tarła sobie oczy, widać było, że chce jej się spać. Delikatnie ocałował ją w nos. Spojrzała na niego zdziwiona ale szczęśliwa. 
-Fer, tylko jest taki mały problem... 
-No słucham, jaki problem?
-No bo ja zapomniałam z Barcelony misia wziąść i teraz nie będę mogła zasnąć...
-Nie martw się, coś na to poradzimy - wziął ją na ręce, zdziwiło go, że tak mało waży, była leciutka jak piórko. Zaniósł ją do pokoju, położył do łóżka i opatulił w kołdrę. Pocałował ją w czubek głowy i chciał odejść, jednak złapała go za rękę. 
-To jak rozwiążemy problem z misiem? Ja sama nie zasnę! - wyglądała jak małe dziecko, któremu ktoś zabrał cukierka. 
-Spróbuj zasnąć, a jak będzie ci się śniło coś strasznego to krzycz, okey? - pocałował ją w czubek głowy, mając ogromną nadzieję, że będzie miała koszmary.
~~~~~
Jest kolejny rozdział, dodany z opóźnieniem, bo komentarzy mało :< Oprócz tego znowu odezwała się moja chora wyobraźnia i skojarzenia XD Ten rozdział nawet mi się podoba, jednak pozostawiam go do waszej oceny ;P Oprócz tego słyszałam, że nie dodają się komentarze :( Postaram się coś z tym zrobić, obiecuję ;> Oprócz tego CZYTASZ=KOMENTUJESZ, dla ciebie to nic nie znaczy a dla mnie to bardzo ważne!!!

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział XI

Po chwili połączenie zostało zakończone, a Carmen nadal była w szoku. Oprzytomniała dopiero, kiedy coś dużego i miękkiego wylądowało jej na kolanach. 
-Ej, co to? 
-Bluza dla ciebie, ubieraj się szybko, jedziemy księżniczko - uśmiechnął się przyjaźnie. 
-Nie, ja nigdzie nie jadę! 
-Zmienisz zdanie, jak zobaczysz bluzę.
-Niby jaką? - prychnęła. 
-Tą, którą masz na kolanach, geniuszu - wybuchnął śmiechem. Dziewczyna niechętnie rozwinęła bluzę i pisnęła cicho. Była to szara bluza z logo Chelsea i nadrukowaną z tyłu 9 i nazwiskiem. 
-Nie, ja tego nie włożę! - pisnęła, a Niall zaczął się śmiać. 
-Musisz, albo zmarzniesz, wybieraj. 
-No dobra, tylko mi nie mów, że to jest bluza od niego, bo naprawdę tego nie włożę, już wolę marznąć. 
-Ta bluza należała do niego, dostałem, a dokładnie wyżebrałem, po meczu - uśmiechnął się. 
-Prosiłam, żebyś tego nie mówił! - pokazała mu język. 
-No dobra, już się ubieraj, jedziemy, bo kalacja wystygnie, a jak wystygnie, to będę głodny I ZJEM CIĘ! - podniósł piszczącą dziewczynę, przełożył ją sobie przez ramię i zaniósł do samochodu. Po kilkunastu minutach byli już na miejscu. Było zimno, więc dziewczyna założyła bluzę, która była na nią o wiele za duża i sięgała jej do kolan. Kiedy stali pod drzwiami, dziewczyna chciała oddać ją Niallowi, jednak on nie pozwolił. 
-Zatrzymaj ją, ślicznie w niej wyglądasz księżniczko - pocałował ją w czubek głowy. 
-Ale na pewno mam ci jej nie oddawać? Przecież to był prezent od niego, taka twoja pamiątka...
-A teraz dzięki tobie poznam go osobiście! No wchodzimy, przecież cię nie zje, a niech tylko spróbuje...  - Niall z groźną miną pogroził jej palcem. Potem delikatnie nacisnął dzwonek do drzwi. Kilka sekund stali pod drzwiami, potem nagle się otworzyły. Ku przerażeniu dziewczyny stał za nimi Juan, który zmierzył Nialla wrogim spojrzeniem. 
-A ten to kto? To u niego byłaś na noc? My się o ciebie martwimy, a ty nawet nie raczysz wysłać smsa gdzie jesteś? W dodatku z nim? Kim on wogóle jest? Od kiedy go znasz? - naskoczył na nią. 
-Juan, spokojnie, smsa wysłała, tylko ty stwierdziłeś, że to porywacze zmusili ją do tego - Fernando przewrócił oczami - A tego chłopaka znam, to jej przyjaciel, nic jej nie grozi. 
-Chyba jednak będę musiał odwołać spotkanie z Clarice, przecież nie zostawię jej tu samej z wami - dopiero teraz dziewczyna zauważyła, że Juan wiązał krawat. 
-Stary, przecież jej nie zjemy, gdybyśmy chcieli, to młody nas przypilnuje, a ty leć do tej swojej lafiryndy! - z kuchni, lekko się zataczając, wyszedł David Luiz. 
-Ile razy mam mówić, to nie jest lafirynda! To po prostu zwykła dziennikarka modowa a ja mam sesję połączoną z wywiadem! - Juan dalej mocował się z krawatem - Pomoże mi któryś? 
-A ta sesja to taka jak Ramos miał do Men's Health? Oprócz tego sorki stary, ten twój soczek jakiś taki mocny był i mi sie tak jakoś w głowie kręci - potknął się o leżący na podłodze prezent i runął na ziemię. 
-Spoko, jest tu od pół godziny i już wstawiony. A podobno to ja jestem dzieciakiem - Torres westchnął i zabrał się za zbieranie kolegi z ziemi - Ja już go wezmę na górę, z dziewczyną się rozstał i przyszedł smutki zapijać - zaczął wciągać go po schodach na górę, ku uciesze Carmen i Nialla, płaczących ze śmiechu. Chłopak jednak szybko się zreflektował i z wyrzutami sumienia poszedł im pomóc. W końcu na dole została już tylko siostra i brat. 
-Carmen? - zapytał miękko.
-Co? 
-No bo ja... Przepraszam, źle to zaczęliśmy a ja dopiero teraz mam siostrę a chciałem ją mieć od zawsze i teraz nie chcę cię stracić! Wiem, że traktuję cię, jakbyś miała 10 lat, ale... 
-Jakbym miała tak z 5 lat - roześmiała się - A mam 19, już prawie 20 i jestem pełnoletnia! A ty jesteś ode mnie tylko o 2 lata starszy! 
-No więc widzisz - rownież się uśmiechnął - jestem trochę nadopiekuńczy. Nie rozumiem, że jesteś już dużą dziewczynką. A mogłabyś mi pomóc z... 
-Tak, krawat, już - z uśmiechem na twarzy zawiązała mu krawat i przytuliła się do niego - Chyba powinnam zostać już wykwalifikowanym wiązaczem krawatów, chłopakom też zawsze wiążę. 
-Dzięki, jesteś niezastąpiona! A jest jeszcze jedna sprawa... 
-Chodzi o prezent? 
-Tak, jesteś chyba darem niebios, to dla niej na urodziny, ona bardzo mi się podoba i chciałbym dać jej coś wyjątkowego... - wyjął piękną srebrną branzoletkę z numerem 10. 
-Czy ona na pewno wie, że 10 to też twój numerek? - uśmiechnęła się, pokazując rząd białych zębów. 
-No raczej tak... Jest wielką fanką Chelsea i Barcelony i... Caro, jestem debilem, przecież to też numerek Messiego! - Juan zrobił przerażoną minę. 
-Nie martw się, nic takiego się nie stanie, po prostu powiedz też, że możesz jej załatwić spotkanie z Messim, który jest twoim dobrym kumplem, rozumiesz? 
-No ale ja go przecież nie znam! Jak jej załatwię spotkanie? 
-O to się nie martw, postaraj się niczego nie spaprać i rób dobre pierwsze wrażenie, gdyby coś poszło nie tak, pisz, zrozumiano? - Mata z radością pokiwał głową. 
-Caro, jesteś aniołem, dziękuje ci, nie wiem, co bym bez ciebie zrobił!
-No dobra, leć już, bo się spóźnisz i nie będzie tak miło! Buziak na szczęście i idziesz - delikatnie pocałowała go w policzek i wypchnęła za drzwi. Już przy samochodzie chłopak szybko zawrócił i mocno ją przytulił. 
-Dziękuję ci Carmen, nie wiem, co bym bez ciebie zrobił! 
-Nie ma sprawy, beze mnie pewnie byś całkowicie spaprał tą randkę - roześmiała się. 
-Acha, i jeszcze jedno - chłopak pochylił się nad nią - Co do ciebie i Fernando to macie moje błogosławieństwo, róbcie tam sobie co chcecie, po prostu bądźcie szczęśliwi! 
-Ale my nic ze sobą... 
-Może ty nie, ale on na pewno liczy na coś więcej niż tylko przyjaźń - widząc jej zaskoczenie, dodał - Pocałował cię w szpitalu, kiedy byłaś nieprzytomna... Dobra, ja naprawdę muszę już lecieć, pilnuj tam chłopaków, żeby domu nie rozsadzili - pocałował ją w czubek głowy i odjechał, pozostawiając dziewczynę w całkowitym szoku.
~~~~~
Kolejny jest :) Przepraszam, że tak długo nie wrzucałam, ale nie miałam internetu i za bardzo nie mogłam ;> Kolejny już prawie napisany, dodam może jutro albo pojutrze ;D Oprócz tego proszę, żebyście dodali sobie tego bloga do obserwowanych, jeśli go czytacie, to robi się bardzo prosto, po prostu wchodzi sie w listę czytelnia i dodaje, to dla was tylko sekunda a dla mnie naprawdę ważne, więc liczę na was ;*

środa, 5 czerwca 2013

Rozdział X

Potem Liam odwiózł wszystkich do domów, Harrego i Luisa do siebie, Jade do mieszkania, które dzieliła z Perrie a Carmen i Perrie do Nialla i Zayna. Było już późno po północy, kiedy dotarli do domu. Zayn i Perrie od razu udali się do pokoju Zayna, aby "porozmawiać na temat zbliżającego się kolejnego koncertu i kampanii reklamowej Little Mix". Niall wyjaśnił to Carmen ze śmiechem, pokazując palcami cudzysłów. 
-Oni zawsze tak robią, mają albo rozmawiać o koncercie, albo pisać tekst nowej piosenki a potem i tak kończy się na całowaniu i obściskiwaniu. Chcesz coś do jedzenia? 
-Niall, ty wiesz, która jest godzina? 
-Zawsze jest dobra pora, aby coś zjeść! Oprócz tego, ty chyba nie jadłaś dzisiaj kolacji, prawda? - dopiero wtedy dziewczyna poczuła, jak bardzo jest głodna, a Niall widząc jej minę, dodał - Zaraz sprawdzę w lodówce, co jest, bo znając mnie, nie będzie tego dużo... 
-Nialler, nie martw się, ja naprawdę nie jem tak dużo - dziewczyna poklepała załamanego piosenkarza po ramieniu. 
-No tak, ale ja jem baaaaaardzo dużo... Chociaż... Mam plan, zaczekaj sekundę! - Niall wziął laptopa i wszedł na Twittera - Ooooo, paczaj, BARCinging dodało coś nowego! Wow! To parodia naszej piosenki, One Way or Another! 
-Włączaj, muszę to zobaczyć!
-Już, sekunda, ładuje się! - po chwili film się włączył a Niall patrzył w ekran, jak zaczarowany. Oprzytomniał dopiero, kiedy piosenka się skończyła - Ale genialne! Szkoda tylko, że nie ma tej dziewczyny, tej ładnej, blondynki takiej, kojarzysz? - spojrzał pytająco na Carmen, jednak nie doczekał się odpowiedzi, ponieważ dziewczyna płakała ze śmiechu - Co ci jest? Coś się stało? Caro! Żyj, żyj, żyj! 
-W porządku Nialler, ja żyję! Chłopakom przekażę, że beze mnie są gorsi! 
-Aaaaaaaa, więc to ty jesteś tą ładną blondynką! To by wyjaśniało, dlaczego byłaś do niej podobna! 
-Brawo geniuszu! Chociaż jedna poprawka, ja nie jestem ładna, okey? 
-Jesteś! 
-Nie! 
-Jesteś! 
-Nie! 
-Dobra, nie jesteś ładna...
-No właśnie! 
-Jesteś śliczna! - chłopak pokazał jej język. 
-Sam se jesteś śliczny! - Carmen zaczęła gonić go po całym pokoju. 
-Dziękuję skarbie, ale ty śliczniejsza! 
-Właśnie że nie! Ja jestem brzydka, ciagle chodzę tylko w jeansach i meczowych koszulkach chłopaków, zawsze mam potargane włosy związane w kucyk albo luźny warkocz, nie mam makijażu... Jak to określiła Jade, muszę być bardziej dziewczęca, bo mój styl jest sportowy! - po policzkach dziewczyny zaczęły spływać łzy. Niall usiadł na kanapie i posadził ją u siebie na kolanach. 
-Księżniczko, jesteś naprawdę piękna, po prostu masz straszne kompleksy i nie zdajesz sobie z tego sprawy! Twoje włosy są piękne, takie naturalne, to, że się nie malujesz to też tylko zaleta, bo jesteś piękna naturalna a nie z toną tapety na twarzy! Moim zdaniem ubierasz się bardzo ładnie, nie musisz ciagle chodzić w sukienkach, żeby wyglądać dziewczęco! Ty jesteś po prostu sobą, jesteś wyjątkowa, jedna jedyna, niepowtarzalna, nie tak jak te wszystkie takie same wytapetowane lalki! Ty nie wiesz, że jesteś piękna, to właśnie czyni cię piękną! - wziął leżącą na stole puszkę po Coca Coli i zaśpiewał do niej, udając, że to mikrofon, What Makes You Beautiful. Dziewczyna otarła łzy wierzchem dłoni i mocno go przytuliła. W tej chwili do pokoju wparowała Perrie z Zaynem. 
-Hej hej gołąbeczki, jacy jesteście słodcy! Witam w rodzinie Caro, wiedziałam, że macie się ku sobie! 
-Pezz, proszę cię! - Zayn próbował wyciągnąć ją z pokoju, jednak nie udawało mu się - Przepraszam za nią Caro, ona po prostu stara się znaleźć wszystkim chłopakom jakieś fajne dziewczyny, więc pomyślała, że jesteś odpowiednia dla Nialla. 
-No właśnie, tylko że my nic ze sobą, no wiesz, jesteśmy tylko przyjaciółmi, ja nie szukam dziewczyny, bycie singlem mi odpowiada, a Caro najwyraźniej kogoś ma - Niall próbował bronić przyjaciółkę, jednak mówiąc to, tylko wzbudził ciekawość Pezz. 
-Kogo masz? Ty naprawdę jesteś z tym, no jak mu tam, ten, co wygląda jak chomik... 
-Jordi Alba. 
-No właśnie, Jordi Alba, to ty z nim naprawdę jesteś? Myślałam, że to fake, bo takie przesłodzone to było! 
-Bo to jest fake! To po prostu mój dobry przyjaciel, to media zrobiły z nas parę, a my udawaliśmy to dalej, tak dla jaj! 
-Więc kto? Messi? Bo tych dwóch pozostałych, Fabrique, to nie liczę, oni ogólnie chyba gejami są! 
-Perrie! To po prostu przyjaciele, tacy bardzo bliscy, jak Larry, oni gejami nie są, naprawdę, a Leo to prawie brat, to wszystko! 
-Pezz, przestań już ją męczyć! - Zayn, mimo jej sprzeciwu, podniósł Perrie i zaniósł do pokoju. Kiedy znikli za drzwiami, Niall odezwał się zakłopotany. 
-Przepraszam za nich Caro, Perrie po prostu taka jest, stara się wiedzieć wszystko o wszystkich, żeby potem móc uszczęśliwiać ich na siłę. Czasem trudno z nią wytrzymać. Mogę mieć jedno pytanie? Dlaczego dzisiaj uciekłaś z domu? Ktoś wie, gdzie jesteś? I czy to ma związek z tym piłkarzem, co cię odbierał, jak sie wtedy spotkaliśmy pierwszego dnia? 
-To był... To był Fernando Torres... 
-Wow! Super, uwielbiam go, mam nawet jego koszulkę z autografem, ale skąd ty go znasz? 
-Bo to przyjaciel mojego brata, mieszka razem ze mną. A oprócz tego mój idol, kocham go chyba od zawsze... A teraz... - zaczęła jej drżeć dolna warga, co było znakiem, że zaraz zacznie płakać. Chłopak nie chciał do tego dopuścić, więc mocno ją przytulił. Dziewczyna opowiedziała mu całą historię, a on cały czas trzymał ją w ramionach. Kiedy skończyła mówić, wziął do ręki jej telefon.
-Przeczytaj ze mną te wszystkie smsy od niego - powiedział miło, lecz zdecydowanie. 
-Większość usunęłam - skłamała, nie usunęła tych smsów, nie mogła, ale nie chciała czytać ich z chłopakiem. 
-Wiem, że nie usunęłaś, ale jak nie chcesz czytać to nie, podaj mi telefon - Carmen z wachaniem podała mu telefon, a on wybrał numer i zadzwonił. Dziewczyna z przerażeniem patrzyła, co on robi, jednak nie zrobiła nic, aby go powstrzymać. W duchu wiedziała, że robi dobrze. Po chwili w słuchawce odezwał się męski głos, od którego zmiękły jej kolana. 
-Halo? Caro, to ty? 
-Nie, tu Niall Horan, Carmen jest teraz u mnie, wiozę ją do ciebie, musicie poważnie porozmawiać. 
-A ty co, psycholog? - Fernando mruknął pod nosem - Porwałeś ją czy co? Czemu jest u ciebie? 
-Bo jestem jej przyjacielem i chcę jej pomóc, ona cię kocha, jednak boi się tego przyznać, bo myśli, że nie jest ciebie warta. Moim zdaniem, to ty na nią nie zasługujesz, jednak chcę, żeby była szczęśliwa. Podaj adres, będziemy za 15 minut. 
-Ona zna adres, ale... Dziękuję ci!
-Robię to dla niej, pamiętaj, jak ją skrzywdzisz, to ci naprawdę coś zrobię! 
-Spoko, naprawdę nie mam takiego zamiaru, mogę mieć jeszcze jedno pytanie? 
-Tak, jasne. 
-Ty jesteś ten blondyn z tego zespołu, no jak im tam... No nieważne, ten blondyn Irlandczyk, co się tak uparł, że chce moją koszulkę? 
-No tak, to ja, ale skąd ty to pamiętasz? 
-Chyba tylko ty zacząłeś mi gadać, o tym, jaką bramkę strzeliłem a nie o pustej bramce - roześmiał się - Oprócz tego naprawdę wielkie dzięki, za opiekę nad Carmen, bo bałem się, że się zgubiła albo coś. Mam u ciebie dług wdzięczności - Torres przygryzł wargi. 
-Ej nooooo! Wcale bym sie nie zgubiła! Wcale nie jestem taką sierotą życiową, za jaką ma mnie mój brat! - Carmen włączyła się do rozmowy, przy Niallu miała więcej pewności siebie. 
-Siema księżniczko, po prostu nie znasz tego miasta, dlatego mogłaś się zgubić. Oprócz tego, czemu nie odpisujesz? Napisałem ci chyba ze 20 smsów, a Mata o wiele więcej. Aha, oprócz tego zawiadomił policję, że ktoś cię porwał i zmusił do wysłania tego smsa do mnie. 
-Dobra, już jedziemy, oprócz tego... Przepraszam, że uciekłam, ale musiałam sobie to wszystko przemyśleć. 
-Spoko, rozumiem cię, też tak zawszę robię, a pies się może nie znalazł? - chłopak zmienił temat. 
-Nieeee... Chyba Mata jednak miał rację... Kolejny gościu, którego nie trawię! 
-A ilu ich jest? Tym pierwszym jestem ja? 
-Nie, ten pierwszy to Cristiano Ronaldo, nie cierpię gościach! 
-To dobrze, że nie ja, w sumie z Cristiano też wytrzymać nie mogę - przewrócił oczami - Dobra, bądźcie zaraz, bo kolacja stygnie, oprócz tego mam dobre wiadomości. 
-Jedzenie! Przygarniecie mnie na kolacje? - Niall wydawał się zachwycony. 
-Tak Nialler, nie martw się,  przygarniemy, wiemy, że jedzenie to twoja wielka miłość - zmierzwiła mu ręką fryzurę a po chwili wszyscy wybuchli śmiechem. 
~~~~~
Wstawiam kolejny, bo było już dużo komentarzy, chyba 8, chociaż niektóre niekoniecznie miłe :/ Chcę serdecznie pozdrowić mojego ukochanego hejtera :< To nie tak, że cię nienawidzę, po prostu chcę, żeby zaatakował cię rosomak, kiedy będziesz boso biegał po polu rozsypanych klocków lego w pobliżu koncertu Justina Biebera ;P Oprócz tego niebezpiecznie zbliżała się okropna liczba 10 komentarzy, co oznaczałoby, że mam wstawić swoje zdjęcie, więc wybacz An, ale do tego nie dopuszczę ;*

niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział IX

Po chwili jej telefon zadzwonił, był to Luis. 
-Hej Caro, chętnie cię przygarniemy, tylko teraz jesteśmy na koncercie, mogłabyś podejść pod London Eye, ten wielki diabelski młyn, gdzie się wcześniej spotkaliśmy? 
-Jasne, będę za 15 minut, może być? 
-Okey, to zadzwoń jak będziesz, to po ciebie wyjdziemy, albo ja albo któryś z chłopaków. 
-Okey, dzięki, ratujecie mi życie - rozłączyła się. Chociaż znali się od kilku godzin, dziewczyna już wiedziała, że może im zaufać. Szkoda tylko, że tak okropnie pokłóciła się ze starymi przyjaciółmi. Z rozmyśleń wyrwał ją dźwięk smsa. Pisał Torres, mówił, żeby wróciła do domu, bo bardzo się o nią martwi. Prychnęła tylko, po co teraz udaje, skoro naprawdę ma ją gdzieś? Po chwili przyszedł kolejny sms, tym razem od Leo. Już chciała go usunąć, kiedy zastanowiła się. Przecież to był jej najlepszy przyjaciel, który traktował ją jak młodszą siostrę i nigdy jej niczego nie zrobił, zawsze starał się, by było jej jak najlepiej, to chyba tylko dzięki niemu, utrzymywała w miarę ludzki poziom życia. Nie dawał jej pieniędzy, wiedział, że dziewczyna i tak ich nie przyjmie, po prostu zabierał ją na zakupy i kupował mnóstwo rożnych rzeczy, które potrzebowała. Oprócz tego zawsze przewoził jej prezenty, nawet, jeśli wyjeżdżał tylko do lekarza do Madrytu. Był dla niej jak prawdziwy brat i zawsze chciał dla niej jak najlepiej. W końcu Carmen postanowiła otworzyć wiadomość "Carmen, wiem, że jesteś na nas bardzo zła, przepraszam cię za to, wszystko co robimy, robimy dla twojego dobra, nawet, jeśli uważasz coś innego. On też cię kocha, wiemy to od Ramosa, więc jest to informacja sprawdzona. Oprócz tego Fer myślał, że kochasz mnie albo Cristano Ronaldo, szczególnie, jak zaczęłaś mu robić wykład, jakiego to wspaniałego człowieka i piłkarza kochasz (co moim zdaniem było trochę głupie), więc nie chciał ci powiedzieć, że cię kocha, bo myślał, że źle to odbierzesz. Ale on naprawdę cię kocha księżniczko, doceń to, a David Luiz naprawdę nie jest dla ciebie odpowiedni. Mówię to, bo cię kocham, moja mała siostrzyczko, wiem, że jesteś zbyt dumna, żeby mi odpisać, ale wiem również, że jak się uspokoisz, to wybaczysz mi i chłopakom :) Oprócz tego obejrzyj sobie nasz teledysk, One Way or Anther, śpiewa chyba One Direction, czy jakoś tak, takich pięciu chłopaków, więc sobie obejrzyj, bo w naszym wykonaniu jest o wiele lepiej niż w oryginale :P". Po przeczytaniu dziewczyna wyszeptała, też cię kocham Leo, jesteś dla mnie jak brat, tak bardzo za tobą tęsknię, jednak nie odpisała. Wybaczyła mu, jednak, jak sam to przewidział, była zbyt dumna, aby to pokazać i odpisać. Po chwili zastanowienia, zdecydowała napisać do Torresa "Nie wrócę na noc, muszę to wszystko przemyśleć, przepraszam". Chłopak nie odpisał, jednak Carmen wiedziała, że nie jest na nią zły, po prostu chciał dać jej trochę swobody. Dziewczyna westchnęła. Po chwili doszła do placu pod London Eye, gdzie była rozstawiona scena a jacyś wokaliści dawali koncert. Wysłała Luisowi smsa, że już jest, a sekundę potem podszedł do niej Niall. 
-Hej księżniczko, jak sie czujesz? Pięknie wyglądasz - mrugnął do niej. W tej samej chwili dziewczyna zorientowała się, że nadal jest w swojej piżamie i zarumieniła się, jednak nie dała tego po sobie poznać.
-Kurde no, jak się ucieka z domu, to chyba nie ubranyn jak na pokaz mody! Weź mnie już nie wkurzaj! 
-Przepraszam Caro, moim zdaniem wyglądasz ładnie, chłopakom też na pewno się spodoba, tylko bój się Perrie, ona może być zazdrosna - roześmiał się, a widząc, że dziewczyna nie wie o co chodzi, dodał - Perrie Edwards, z Little Mix, dziewczyna Zayna, kojarzysz? 
-Nie, przepraszam, ale naprawdę nie - roześmiała się - Ja jestem naprawdę mało rozgarnięta, a ten koncert to kogo? 
-Jak to kogo? Nasz! One Direction! Nie kojarzysz? Jesteśmy ostatnio najbardziej znanym zespołem! 
-Coś tam kojarzę, chłopcy zrobili parodię waszego teledysku i tylko dla tego kojarzę - pokazała mu język. 
-A którego? One Way or Another? Teraz będziemy jeszcze bardziej znani! A będziemy mogli wrzucić to na naszego Twittera? 
-To jest już na ich Twitterze, ale myśle, że tak, ale ostrzegam, od tego nie przybędzie wam fanek - wybuchła śmiechem - Po obejrzeniu tego pewnie popękają wam uszy i załamiecie się psychicznie! 
-Możliwe, ale wszyscy wykonawcy, których piosenki przerobili, stali się potem jeszcze bardziej znani! A teraz może już chodźmy, bo mnie chłopaki zabiją? 
-Tak już, tylko... Czy ty nasz koszulkę Chelsea? 
-No tak, tak jak wszyscy, ja mam 9, Torresa, nawet z autografem! Liam ma 10 Juana Maty, Luis ma chyba 4 Davida Luiza a Zayn ma bramkarską, Cecha, z numerem 1. Ty, a wiedziałaś, że on naprawdę jest Czechem?
-Nie, wiesz co, nie wiedziałam, ale chodźmy już, bo mnie zabiją, że im cię zabieram - wzięła go za rękę i pociagnęła w kierunku sceny. Kiedy byli już bardzo blisko, bo Niall wciągnął ją nawet na schody, chłopak nagle krzyknął Teraz! Wtedy Carmen, mimo jej widocznego sprzeciwu, została wciągnięta przez chłopaków na scenę. Stała na scenie a miliony fanek patrzyło na nią z chęcią zabicia jej i wejścia na jej miejsce. Chłopcy chyba wcale tego nie zauważali. 
-Mam was dość! Wypuście mnie stąd, głupki jedne! - dziewczyna, chociaż była zła i przerażona, nie mogła przestać sie śmiać, ta sytuacja była po prostu komiczna. Wszystkie te dziewczyny dałyby wszystko, by być na jej miejscu, jednak ona nie chciała tu być. Lepiej czuła się na boisku, nawet jeśli patrzyły na nią tłumy. 
-Siema, sorki za przerwanie koncertu, wystąpiły małe problemy techniczne - Luis zaczął wrzeszczeć do mikrofonu. 
-Chcemy wam przedstawić Carmen, naszą przyjaciółkę, która nie chciała tu przyjść z własnej woli, dlatego wystąpiły problemy techniczne - Niall rownież szczerzył się do mikrofonu. 
-I ona zostanie z nami tutaj do końca koncertu, więc nawet nie prubuj uciekać Caro - Liam pogroził jej palcem, a dziewczyna wyruszyła ramionami w geście bezradności. Potem chłopcy zaczęli śpiewać, najpierw What Makes You Beautiful, potem Some Mistakes a na końcu Gotta Be You. Podczas śpiewania chłopcy cały czas patrzyli, czy dziewczyna nadal tam jest. Ostatnią piosenką, jaką zaśpiewali, było Rock Me. Piosenka miała tak prosty tekst, że dziewczyna śpiewała refren razem z Niallem. Po skończonym koncercie podeszła do nich pewna blondynka, wyglądająca na miłą. 
-Hej, jestem Perrie, Perrie Edwards z Little Mix, dziewczyna Zayna, miło mi cię poznać, chłopcy nawijają o tobie na okrągło - uścisnęła ją przyjaźnie, po czym spojrzała z pretensją na chłopców - Ale jak nie chciała wejść na scenę, to nie powinniście jej tam zaciągać na siłę! 
-Hej! Ja jestem Jade, miło mi cię poznać, na pewno się zaprzyjaźnimy! - do Carmen podbiegła dziewczyna z niebieskimi włosami, przewiązanymi czerwoną kokardką i mocno ją uścisnęła - Ja też jestem z Little Mix, razem z Pezz, oprócz tego są jeszcze Jesy i  Leigh-Anne, tylko teraz one akurat wyjechały, bo... No nie wiem czemu wyjechały. 
-Ja jestem Carmen Fernandez Garcia, dla przyjaciół Caro,  przepraszam, ale wogóle was nie kojarzę - Carmen uśmiechnęła się rozbrajająco, a dziewczyny wybuchły śmiechem. Po chwili dziewczyna poczuła czyjeś ręce na swoich ramionach. Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła stojącego za nią Nialla. 
-Hej księżniczko, sprawa jest taka, wolisz, żeby kto cię przygarnął, Zayn i ja, czy Larry? 
-Może Harry i Luis, bo nie chcę, żeby Perrie czuła się niekomfortowo. 
-Ej noooo! Nie lubisz mnie? Mogę ja cię przygarnąć, a Zayn będzie cały czas u siebie w pokoju, nie nasz nic przeciwko, prawda Pezz? 
-Nie no, co ty Niall, nie mam nic przeciwko, Zaynowi ufam, wiem, że nie zrobiłby mi czegoś takiego, a ty nie jesteś tego typu dziewczyną - Perrie uśmiechnęła się do niej miło - Oprócz tego, nie odbierz tego źle, ale... Musimy cię zabrać z Jade na zakupy!
-Okey, rozumiem, przynoszę wam wstyd - Carmen mrugnęła do płaczącego już ze śmiechu Nialla. 
-Nie, to nie tak, po prostu chodzi o to, że musisz się jakoś bardziej dziewczęco prezentować, twój styl jest taki... Sportowy! - Jade aż klasnęła w dłonie, znajdując odpowiednie słowo. 
-No tak, wy tu gadu gadu, a my już musimy lecieć z Caro, więc Zayn, szybki buziak dla Pezz i się zbieramy, poodwożę was do domów - do rozmowy wtrącił się Liam - A Zayn to gdzie się podział? 
-Fochnął się na mnie, że nie zwracam na niego uwagi - Perrie ze śmiechem przewróciła oczami - No cóż, przyjaciółki są ważniejsze! 
-No właśnie, kochana, musisz nam dać swój numer, to się jakoś umuwimy! Oprócz tego... - Jade teatralnie ściszyła głos - Podobasz się Niallowi! 
-Weź przestań, Jade! - Caro zarumieniła się. 
-Ale to prawda! Pezz, pomóż mi! 
-No właśnie Caro, ty mu się naprawdę podobasz, więc rusz tyłek i podejdź do niego! - Perrie wtrąciła się do rozmowy. Carmen chciała odpowiedzieć, jednak przeszkodził jej w tym Zayn, który zaszedł Perrie od tyłu i znienacka uniósł do góry. 
-Puszczaj mnie, debilu jeden! - Perrie płakała ze śmiechu. 
-Tylko, jeśli będę mógł cię dzisiaj przygarnąć - Zayn postawił ją na ziemi, odwrócił i pocałował. 
-No dobra, wyrażam zgodę, ale co z Jade? 
-Pezz, o mnie sie nie martw, ja sobie poradzę, daj mi tylko klucze od domu, bo znowu zapomniałam - Jade uśmiechnęła się czarująco a Perrie strzeliła "facepalma" i podała jej klucze. Potem dziewczyna nachyliła się do Perrie, w celu uściśnięcia jej i szepnęła jej do ucha - Weź ich jakoś zeswataj, będziemy jedną wielką szczęśliwą rodzinką!
~~~~~
Jest kolejny, przepraszam za opóźnienie, ale nie miałam kiedy pisać ;P Oprócz tego zauważyłam, że dużo osób, które wcześniej komentowały już nie komentują :< Mam nadzieje, że to dlatego, że nie informować, że są nowe, a nie, że przestałyście czytać ;3