wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział XV

Wszyscy wsiedli do samochodu i ruszyli na trening. Carmen lekko się denerwowała. 
-A właściwie to jaki jest ten wasz trener? - spytała, chciała się jak najwiecej dowiedzieć, aby pózniej móc jakoś dogadać się z drużyną. 
-On jest spoko, nie martw się, nie zje cię - Fernando uśmiechnął się pokazując rząd białych zębów. 
-Fer, przecież wiesz o co mi chodzi! - lekko walnęła go w ramię - Juan, David, pomóżcie! 
-Rafael Benitez, Hiszpan, naprawdę spoko, nie masz co się denerwować - Juan podniósł głowę sponad telefonu, na którym grał w jakąś durnowatą gierkę. David siedział obok niego wrzeszcząc "Zabij go! Dawaj! Użyj miecza mocy!" Carmen spojrzała na nich i przewróciła oczami. Po prostu jak duże dzieci.
-Fer, więc ten trener jest Hiszpanem, tak? 
-Tak, na pewno cię polubi, tylko lepiej go nie wkurzać. Kiedyś David przyprowadził na trening dziewczynę, była z tego taka afera - roześmiał się, wspominając dawne wydarzenie. Caro miała bardzo zaniepokojoną minę, więc szybko dodał - Ale ty to co innego, ty jesteś nie tylko moją dziewczyną ale rownież siostrą Juana, oprócz tego umiesz grać w piłkę a tamta to była jakaś pusta blondynka, modelka czy coś - przewrócił oczami - David ma beznadziejnie kiepski gust, jeśli chodzi o dziewczyny. A ciebie nie da się nie kochać! - przyłożył jej dłoń do swoich ust i lekko pocałował. Na tylnym siedzeniu David i Juan udawali wymioty. 
-Juan, jesteś moim bratem, ale Davidowi to ja chyba kiedyś nogi z dupy powyrywam, jak mnie wkurzać nie przestanie!
-Ale się boję, naprawdę, nie ma co, aż się trzęsę ze strachu - pokazał jej język. Torres i Mata spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Miał się czego bać. Już dojeżdżali na miejsce. 
Stamford Bridge był naprawdę piękny, chociaż oczywiście nie tak piękny jak Camp Nou. Mimo to Carmen westchnęła na jego widok. Przypomniał jej się jej barceloński dom, dokładnie przy Camp Nou, w którym mieszkała z Leo. Torres złapał ją za rękę. 
-Wiem o czym myślisz - uśmiechnął się tajemniczo. 
-To o czym? 
-Że mamy prawie najpiękniejszy stadion. Może się z nim równać tylko Santiago Bernabau - pokazał jej język. 
-Madridista! - gwałtownie otworzyła drzwi i wysiadła. Energicznym krokiem ruszyła przed siebie. Nie miała pojęcia gdzie idzie, jednak miała nadzieje, że wszystkie stadiony są w miarę podobne. Idąc tak przed siebie, zauważyła, że na kogoś wpadła. Był to starszy mężczyzna, jak dziewczyna się domyśliła, trener jej brata. 
-Ja pana bardzo przepraszam, naprawdę, to było niechcący, bardzo przepraszam, naprawdę! 
-Spokojnie panienko, nic takiego się nie stało - uśmiechnął się miło - Jestem Rafael Benitez, jestem tutaj trenerem. A ciebie co tutaj sprowadza? 
-Ja jestem Carmen Fernandez Garcia, przepraszam, nie przedstawiłam się - zarumieniła się, zwykle była raczej pewna siebie, jednak ta sytuacja ją przerastała. 
-Ależ spokojnie, naprawdę, nic się nie stało. Ale ja cię chyba skąś kojarzę... No nieważne, więc co tutaj robisz? 
-Aktualnie lekko się zagubiłam - po raz pierwszy od początku tej rozmowy pozwoliła sobie na lekki uśmiech - Miałam tu przyjść z bratem i on miał przedstawić, ale Fernando zaczął nawijać, jaki to Real jest lepszy od Barcelony a ja się lekko wkurzyłam i sobie od nich poszłam no i się trochę zagubiłam - wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Trener rownież się roześmiał. 
-Ah, więc ty musisz być siostrą Juana Maty, skoro już poznałaś Fernando Torresa, tak? Bo to o niego chodzi, prawda? 
-Tak, to ja, ale... Skąd pan wiedział? 
-No cóż, chłopcy gadali o tym w kółko, był to ich temat numer 1 od kiedy się dowiedzieli. A ja już wiem, skąd cię kojarzę, to ty jesteś tą przyjaciółką piłkarzy Barcelony, tak? Szczególnie Messiego, prawda? 
-Tak, to właśnie ja, właśnie też poznałam go przypadkowo, też na niego wpadłam. 
-Więc widzę, że masz talent do przypadkowego poznawania ludzi, prawda? A ilu trenerów już poznałaś? 
-Poznałam Pepa Guardiolę, potem Tito Vilanovę, oprócz tego selekcjonera reprezentacji Hiszpanii, Vincente del Bosque i trenera Realu Madryt, Jose Mourihno. No i teraz pana. 
-No to widzę, że tu jesteś światową dziewczyną. No cóż, jak się ma takich znajomych, to trudno nie mieć. A ćwiczyłaś na ich treningach, wiesz jak to wygląda? 
-Tak, ćwiczyłam na prawie wszystkich, i wiem, że to wygląda nie najlepiej, szczególnie w Barcelonie, u Hiszpanów. 
-No to tutaj mamy 4 Hiszpanów i 3 Brazylijczyków, z którymi jest podobnie. 
-Tak, wiem, znam Daniego Alvesa i Neymara oraz miałam zaszczyt poznać Ronaldihno. 
-No to widzisz, czasami cieżko sobie z nimi poradzić a Fernando i David Luiz są już mistrzami w odprowadzaniu mnie do szału. Już kilka razy sam im zagroziłem, że jeszcze jeden taki numer i im nogi z dupy powyrywam. Ale nie bój się, aż taki straszny nie jestem - puścił do niej oko. 
-Nie, nie boję się, już dzisiaj sama im tym zagroziłam. A czemu pytał się mnie pan, czy znam się na ich treningach? 
-Bo mam dla ciebie taką propozycję, może zostałabyś moim pomocnikiem? Chyba lepiej przemówisz im do rozsądku niż ja, albo przynajmniej będziesz miała więcej pomysłów na kary niż ja. 
-Ja? Naprawdę? Mogłabym? - Rafael pokiwał z uśmiechem głową - To cudowne, wspaniałe, zawsze o tym marzyłam! Bardzo panu dziękuje! - rzuciła mu się na szyję. 
-Ajtam ajtam, to dla mnie przyjemność, Carmen, może z tej okazji będziesz do mnie mówiła Rafael albo po prostu Rafa? Tak mówią do mnie piłkarze, to wiele ułatwia. O zobacz, ktoś tam do ciebie biegnie! - pokazał ręką w stronę, z której przyszła. Rzeczywiście, po chwili dobiegł do nich Torres a zaraz potem Mata i Luiz. 
-Caro, bo ty mnie źle zrozumiałaś - dyszał napastnik, był mocno zziajany i kilka dobrych chwil zajęło mu, żeby złapać oddech - Mi chodziło, że Stamford Bridge jest tak samo ładny jak Santiago Bernabau, ale Camp Nou jest o wiele ładniejszy!
-Oj Fernando, kondycja ci siada, czuje że tak za chwilę dostaniesz z 50 pompek na zachętę. 
-O, dzieńdobry panie trenerze, ja tu jestem grzeczny, nic nie robię. 
-Ajtam ajtam, Fer, 50 pompek ci raczej nie zaszkodzi - skwitowała jego wypowiedź Carmen. 
-Ej nooooo! I ty przeciwko mnie, Brutusie? 
-Nie przesadzaj, 50 pompek to ja też robię bez problemu, to nic takiego! 
-Torres, uważaj na nią, ona jest cyborgiem! - powiedział teatralnym szeptem David Luiz, stojący tuż za nim. 
-Słyszałam David, ty też zaraz robisz pompki. 
-No dobra, a mogę 69? 
-69? Po co? Jak chcesz wiecej niż 50, to od razu setkę dajesz, dasz radę, a teraz do szatni, przebierać się! - chłopcy z niechęcią dowlekli się do szatni. 
-Świetnie dajesz sobie z nimi radę, masz do tego talent. Dobrze, to możesz przebrać się w szatni dla gości, obecnie jest pusta, więc będziesz miała spokój. 
-Bardzo panu dziękuje. 
-Jakiemu tam panu, nie mów do mnie pan, bo czuje się staro! - żartobliwie pogroził jej palcem - A teraz leć się przebierać, bo muszę cię im przedstawić, a potem organizujesz im rozgrzewkę - rozejrzał się, czy nikt ich nie podsłuchu - Tylko weź ich dzisiaj jakoś oszczędź, niech cię polubią, jest jeszcze czas jutro i pojutrze, bo dopiero pojutrze wieczorem jest mecz z Barceloną u nas, a za tydzień na Camp Nou, a chłopcy są już dobrze przygotowani. A teraz już leć, powodzenia - wskazał jej szatnię gości, w której mogła się przebrać. Było trochę zimno, przynajmniej jak na hiszpańskie standardy, więc dziewczyna ubrała długie polarowe leginsy z Barcelony, meczową koszulkę Torresa (która sięgała jej do połowy uda, bo chłopak był od niej sporo wyższy) i bluzę z kapturem ze znakiem Chelsea i 9 z tyłu, którą dostała od Nialla. Włosy związała w wysoki kucyk i była gotowa aby wyjść pokazać się chłopakom. Kiedy wyszła na murawę, wszystkie rozmowy ucichły. 
-Ej, Luiz, twoja kolejna dziewczyna? Bo jakoś tak ludzko wygląda, to chyba nie jakaś modelka, co nie? - odezwał się młody piłkarz, najwidoczniej jeden z dwóch Brazylijczyków, których jeszcze nie poznała. 
-Nie, tym razem dziewczyna Torresa - odburknął David, który mocował się ze sznurowadłem. 
-Przedewszystkim, to siostra Juana, jeśli zapomniałeś o tym Davidku - powiedziała sztucznie miłym tonem - A po angielsku rozumiem. Luiz, Torres, róbcie te swoje pompki!
-A może być to 69? 
-Ale czemu akurat 69? Dobra, nie chcę wiedzieć, rób to 69 - roześmiała się a David z ochotą zabrał się do swoich pompek - Nando, ty też! Dawaj dawaj, masz tylko 50! 
-Ale Caaaaroooo, prooooooszę - zapytał celowo przeciągając samogłoski. 
-Nie marudź tylko rób, mogą być damskie jak wolisz. 
-No wiesz... - przewrócił oczami i z niechęcią i ociąganiem zabrał się do swoich pompek. 
-No więc tak, może się przedstawię, jestem Carmen Fernandez Garcia, siostra Juana Maty... 
-I nowa dziewczyna Torresa! 
-Cicho Luiz, słyszałam, że trenerowi też podpadłeś! - David ze smutną miną zbitego psa kontynuował ćwiczenia - I kontynuując, będę tutaj jako pomocnik trenera. Generalnie da się mnie lubić, jest ze mną trochę zabawy, chodzi tylko o to, żebyście też coś robili. Od razu dzisiaj obiecuję, że pod koniec rozegramy mały meczyk. Dobra, to mnie to tyle, może wy się przedstawicie? - piłkarze patrzyli na nią omieniali, nie wiedzieli, czy to dzieje się na serio, czy to jakiś żart. Carmen westchnęła i przewróciła oczami. Nagle jej wzrok padł na wysokiego Anglika - O matko, ja wiem, kim pan jest! Pan jest Frank Lampard! Mogłabym prosić o autograf? - zrobiła słodkie oczka kota ze Shreka patrząc na niego błagalnie. 
-Yyyy, tak jasne, oczywiście, tylko może potem, dobrze? - uśmiechnął się do niej, a ona przytaknęła - Więc to ty jesteś tą siostrą Juana o której nam cały czas opowiadał? Miło mi poznać. I przepraszam za chłopaków, byli pewni, ja w sumie też, że to jakiś żart, że dziewczyna jest pomocnikiem trenera, szczególnie taka ładna - uśmiechnął się, a dziewczyna spłonęła rumieńcem. 
-To może przedstawisz mi resztę? Chociaż kilku w sumie chyba znam, a przynajmniej o nich słyszałam. Ramires, tak? - podeszła do Brazylijczyka, który z uśmiechem uścisnął jej dłoń. Potem Frank razem z Juanen i Fernando przedstawili jej pozostałych graczy. Na końcu pozostał już tylko młody Brazylijczyk, na początku nazwał ją nową dziewczyną Davida Luiza. 
-A to jest... 
-Wiem Juan, to Oscar dos Santos - Carmen przerwała bratu. 
-Twój nowy idol? - Mata wyszczerzył zęby. 
-Taaa, jasne, braciszku. Dobra chłopaki, róbcie swoją standardową rozgrzewkę, rozciąganie, pompki, brzuszki, przysiady, dawać, do roboty! - zaklaskała w dłonie, a piłkarze bez marudzenia zajęli się ćwiczeniami. Na koniec, tak jak obiecała Carmen, zagrali krótki mecz. Składy wybierali Juan Mata i David Luiz. Pierwszy zaczął Mata. 
-No więc kogo tu wziąć... Siostrzyczka! 
-Ej noooo, dobra, biorę Torresa - David uśmiechnął się złośliwie. 
-Oj, chyba rozdzielimy zakochaną parę - Oscar rownież roześmiał się i przybyli piątkę. 
-Dobra, Caro, teraz ty wybierasz. 
-No okey, kogo my tu mamy... No chyba przydałby się bramkarz. Petr Cech! 
-No to my bierzemy Henrique Hilario! 
-Remires! 
-Oscar! 
-I dobrze, i tak nikt by go nie chciał! 
-Przypominam, że skład wybiera twój brat, nie ty Carmen! 
-A spadaj! Eden Hazard! I co, głupio ci teraz, Luizku? - przybiła piątkę z dochodzącym do jej drużyny Belgijczykiem. 
-Haha, stary, ale ci dokopała! Byłeś pewny, że go nie weźmie, bo nie zna składu! - Oscar naśmiewał się z przyjaciela, który miał nietęgą minę. 
-Przymknij się Oscar, my przynajmniej mamy Torresa. 
-Taa, Torresa, który będzie grał najgorzej jak tylko może, żeby jego dziewczyna wygrała. 
-Albo Torresa, który chce udowodnić swojej dziewczynie, że gra lepiej od niej - uśmiechnął się znacząco. 
-Co masz na myśli? 
-Ty wiesz jak ona gra? Ona jest po prostu mistrzem, uczyła się grać z najlepszymi, w La Masii, a to chyba coś znaczy. A przecież nasz malutki dzieciaczek nie będzie chciał się zbłaźnić przed dziewczyną, która normalnie gra w piłkę z gwiazdami wielkiej Barcelony... Wygramy ten mecz! 
~~~~~
Nudy na wakacjach, więc się więcej pisze ;) Kolejny też już napisany, będzie 5 komentarzy to wstawiam kolejny ;* 

7 komentarzy:

  1. Kocham kocham kocham <3
    Płaczę ze śmiechu <3
    Te genialne wstawki "Pan jest Frank Lampard! Mogłabym prosić o autograf? " albo "Oj, chyba rozdzielimy zakochaną parę "
    Cudowne po prostu :D
    Zapraszam na czytanie i komentowanie u mnie nowego rozdziału : http://es-todo-sobre-el-amor.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. juju ja zaraz padnę ze śmiechu , Czy ty tak bardzo chciałaś umieścić tam liczbę 69? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam ;P Moja prawie ulubiona liczba ;> Ulubiona to oczywiście 9 ;*

      Usuń
  3. Rozdział jest cudowny :D od razu poprawił mi humor :*

    OdpowiedzUsuń
  4. genialny rozdział!!! XD
    uwielbiam Twój świetny humor ;D

    OdpowiedzUsuń