poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział XVII

Fernando spojrzał w tą stronę. W jego stronę zbliżała się Olalla, trzymając za jedną rękę Nore a za drugą Leo. Bez ogródek podeszła do Torresa. 
-To twoje dzieci, zrobiłam testy ojcostwa, torby ze spakowanyme, czekają w samochodzie, możesz je wziąć po treningu, tyle poczekam. Do końca masz chyba jeszcze pól godziny, tak? No więc chyba będziesz mógł je wziąć. Czekam maksymalnie 45 minut, jeśli się nie zjawisz, dzieci będą czekały na ciebie na parkingu przed stadionem. Razem z bagażami - chciała już odejść, jednak Carmen stanęła przed nią. 
-Przepraszam bardzo, co ty sobie wyobrażasz? To, że to też twoje dzieci, nic dla ciebie nie znaczy? Nie będziesz miała wyrzutów sumienia? Nie będziesz tęsknić? 
-Pfff! Też coś! A za kogo ty się wogóle uważasz! Żeby się mieszać w moje prywatne życie! 
-Wybacz Olallo, to moja siostra, jak masz coś do niej, to masz też coś do mnie, więc jakiś problem? - Mata zbliżył się do niej 
-Więc to coś, to twoja siostra? Juan, zawsze uważałam, że jesteś w porządku, więc proszę, z łaski swojej, przekaż jej, żeby się nie mieszała w moje życie. Szczególnie, że sama też święta nie jest. Proszę, powiedz mi, z jak wielką liczbą piłkarzy już się przespałaś? Teraz przyjechałaś tutaj, żeby uzupełnić swoją kolekcję? A ten twój Jordi Alba, czy jak mu tam, on nie ma nic przeciwko temu? - wysyczała jadowitym tonem, przenosząc wzrok z Juana na Carmen, która miała taką minę, jakby pilnie potrzebowała powietrza - Co, uderzyłam w czuły punkt? 
-Ty... - Carmen szukała odpowiedniego słowa - Ty... Nawet nie wiem, jak cię określić! Nie wiesz nic o mnie, więc się nie czepiaj! Nie wiesz nawet, jak się nazywam, więc jak możesz mnie osądzać? Oprócz tego, to nie ja zdradziłam swojego narzeczonego, z którym miałam dwójkę dzieci, tylko dlatego, że wyjechał na zgrupowanie reprezentacji i się nudziłam!!! - odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku szatni. Olalla przez chwilę patrzyła na nią z przerażeniem. W końcu rzuciła do Torresa krótkie złowrogie spojrzenie i odeszła, dalej trzymając dzieci za ręce. Wyglądała na naprawdę wkurzoną, bo ktoś odważył się, powiedzieć jej prawdę. Juan przez chwilę mamrotał coś pod nosem, najprawdopodobniej rzucając na Olallę jakieś straszne zaklęcia a Fernando zastygł w bezruchu, z wyrazem niemego przerażenia na twarzy. David i Oscar prawie tarzali się ze śmiechu, odgrywając kłótnię dziewczyn, jedynie Lampard zachował trzeźwy umysł. 
-Chyba powinniśmy sprawdzić, co u Carmen, już dawno powinna być w punkcie medycznym, nie wiemy nawet, co konkretnie jej się stało. 
-Caro! - Mata wzdrygnął się gwałtownie - Moja mała siostrzyczka! A jeśli ona się tam wykrwawia? Trzeba jej jakoś pomóc! Fer, szybko, chodź! Fer! - potrząsnął przyjaciela za ramię. 
-Ona mnie zabije, ona mnie zabije, ona mnie zabije... - zniecierpliwiony Juan walnął go z liścia w twarz - Au! To bolało!
-Chodź szybko, trzeba mi siostrę ratować! - pobiegł w stronę szatni - Fer, debilu, chodź! 
-Już idę, czego się czepiasz? - Fernando pobiegł za nim. W drzwiach spotkali przebraną już Carmen. 
-Chodźcie szybko się przebierać, bo ta zdzira może jeszcze zostawić dzieci na środku ulicy! Ja idę do reszty, Rafael już nas zwolnił, ale macie być jutro wszyscy punktualnie. 
-Okey, to zaraz im powiem. A jak się czujesz? 
-Całkiem dobrze, tylko jak jeszcze raz spotkam twoją narzeczoną...
-Byłą narzeczoną - przerwał jej Torres. 
-No nieważne. Ale jeśli jeszcze raz ją spotkam, to roztrzaskam jej łeb siekierą, obiecuje! 
-Okey, zeznamy, że to był wypadek, może być, siostrzyczko? - Juan mrugnął do niej - Ty Fer też, prawda? 
-Nie, ja nie - wyszczerzył zęby - Ja ci z wielką przyjemnością pomogę, a teraz chodź tu szybko, bo jedziemy do szpitala na zszywanie, dzieciaki możemy wziąć ze sobą. 
-Cooooo? - uśmiech momentalnie zniknął z jej twarzy, ustępując miejsca przerażeniu - Ale Fer, ja naprawdę nie muszę, tylko... Au! - złapała się za głowę i lekko zatoczyła w tył. Upadłaby, gdyby chłopcy jej nie przytrzymali. 
-Caro! Wszystko w porządku? Myśleliśmy, że zaraz zemdlejesz! 
-Nie, tylko trochę boli mnie głowa, to pewnie odwodnienie, napiję się wody i mi przejdzie, nie martwcie się... 
-Nie ma mowy! Jedziesz z nami do szpitala! Bez dyskusji! - Juan spojrzał na nią ostro. 
-No dobra... - Carmen była zbyt słaba, aby protestować. Poszła za chłopcami do samochodu, przy okazji zgarniając dzieciaki. Leo od razu wlazł jej na kolana, a Nora usiadła obok, przyglądając się jej z zaciekawieniem. 
-Mam pytanie, ty będziesz naszą nową mamą? I gdzie teraz jedziemy? 
-Jak narazie to jestem waszą ciocią, a jedziemy teraz do szpitala, bo wasza nowa ciocia rozwaliła sobie głowę na boisku.
-A czemu? Jak to się stało? 
-Nora! Nie męcz Caro! - Torres ofukał ją ze śmiechem. 
-A kto to Caro? 
-Nora! Caro to wasza nowa ciocia, która jest siostrą wujka Juana, zrozumiałaś? 
-Tak tato, nie krzycz na mnie - dziewczynka naburmuszyła się. 
-Ej, Fer, nie krzycz na nią! 
-Przecież nie krzyczę! 
-Krzyczysz! Prawda Leo? - Carmen puściła oko do dwulatka, który wybuchnął uroczym gaworzącym śmiechem. 
-Okey, to wy zostajecie w samochodzie, czy wolicie wrócić do domu? Bo już dojeżdżamy pod szpital - do rozmowy wtrącił się milczący dotąd Juan. 
-Zaraz zaraz, ża niby jak zostajemy w samochodzie? My idziemy z nią, co nie dzieciaki? 
-Taaak! Leo też chce! 
-Ale... 
-Juan! Jadą ze mną i już! 
-Ale Carmen, nie chcesz mieć spokoju, chociaż w szpitalu? 
-Nie! Chcę, żeby byli przy mnie, okey? Nienawidzę szpitali i nie chcę być tam sama, okey? 
-Ale przecież ja tam będę, nie będziesz sama! 
-Juan... - dziewczyna zmierzyła go wzrokiem - Ty weź już mnie nie wkurzaj... Dobra, chodźcie, jakoś przeżyję - pociagnęła za rękę Norę, która z ochotą ruszyła za nią. Leo poczłapał za nimi, trzymając tatę za rękę. Kiedy byli już na izbie przyjęć, Carmen zrobiła się nerwowa. 
-Nora, ty odwróć ich uwagę, a ja znikam, okey? - szepnęła trzylatce do ucha. 
-Ciociu, ale ty nie możesz uciekać, to dla twojego dobra, tata i wujek troszczą się o ciebie, a ty tak im się odwdzięczasz? Bardzo nieładnie ciociu, zawiodłam, się na tobie, dajesz mi i Leosiowi bardzo zły przykład - dziewczynka powiedziała to tak głośno i wyraźnie, żeby wszyscy mogli ją usłyszeć. Carmen zaczerwieniła się, było jej masakrycznie głupio. Nora miała rację, jednak Caro nie chciała tego przyznać. Kiedy podeszli do niej chłopcy, zauważyła, że z całych sił starają się powstrzymać od śmiechu. Przynajmniej tyle. Prawie wszyscy na sali, włącznie z pielęgniarkami, prawie tarzali się ze śmiechu. 
-Córeczko, jestem z ciebie bardzo dumny - Torres pocałował ją w czubek głowy. 
-No właśnie, nieźle przygadałaś cioci, szkrabie mały - Mata z kolei poczochrał ją po główce - Mamy iść do sali numer 3, tam już czeka doktor Evans, ale nie mam pojęcia, który. 
-Aaaa, bo to jest to małżeństwo, tak? To chyba kobieta jest od zszywania i tego typu, a facet chyba od złamań. Tak myślę, bo szycie to chyba taka trochę bardziej babska robota. Chociaż w sumie nie znam osobiście żadnej kobiety, która by gotowała, prała, szyła i tak dalej... 
-Fer, jesteś debilem - przechodząc koło niego, walnęła go pięścią w żołądek - Ty też Juan, ale jesteś moim bratem, więc ci daruję... 
-Siostrzyczko, ty wiesz jak cię kocham? - posłał jej w powietrzu buziaka i wskazał na drzwi naprzeciwko - To tam, chcesz iść sama, czy mam iść z tobą? 
-Sama... Ale jak będę wrzeszczeć, to macie tam przyjść, zrozumiano? - nie czekając na odpowiedź, dzielnie ruszyła do drzwi. Zapukała, jednak nikt nie odpowiedział, więc delikatnie nacisnęła klamkę i weszła do środka. Były tam trzy osoby, pani doktor i dwie dziewczyny, około 20 lat. Jedna miała długie różowe, opadające na jej ramiona, druga kasztanowy kucyk. Z wyglądu nie były do siebie zbyt podobne, jednak było w nich coś, co wskazywało, że są siostrami. Kłóciły się z lekarką, która, sądząc po podobieństwie, była ich matką. 
-Ale mamo, Lizie pozwoliłaś przefarbować włosy, a mi nie! To nie fair! - brunetka tupnęła nogą. 
-Annie, kochanie, ale ty chcesz na biało-niebiesko, a ona na ciemno różowo, to zupełnie co innego - pani Evans westchnęła. 
-Nie biało-niebieskie tylko niebieskie z białymi końcówkami! To różnica! 
-Kochanie, odpowiedź dalej brzmi NIE - w tej chwili zauważyła Carmen - O, kochanie, to tobie mam zszyć tył głowy, tak? 
-Tak, ale czy to będzie bolało? 
-Zupełnie jakbym słyszała moje córki - uśmiechnęła się - Nie kochanie, to nie będzie bolało, nie trzeba też będzie wygolić włosów dookoła rany, wszystko będzie dobrze. Jesteś tu sama czy z kimś? Bo jeśli chcesz, to ktoś może tu wejść z tobą, wiesz? 
-Jestem tu z bratem i chłopakiem, znaczy przyjacielem - szybko sie poprawiła, a Annie i Liza zachichotały - To może ja pójdę po brata, dobrze? 
-Idź kochanie, idź - Carmen wyszła, a po chwili wróciła z Juanem Matą. 
-Ej, zaraz, my jesteśmy w ukrytej kamerze, prawda? Bo to nie może być prawda, to nie może być prawda - Annie patrzyła na nią z szeroko otwartymi oczami. 
-Ale jak nieprawda? Ja naprawdę jestem jej bratem - Juan był nieco zdziwiony - Moja nowa, niedawno odnaleziona siostrzyczka. 
-Człowieku, ja zwariuję, ty jesteś jednym z moich ulubionych piłkarzy i grasz w moim ukochanym klubie! Dasz mi autograf? 
-Yyyy, tak jasne... A jak mogę spytać, jakich piłkarzy jeszcze lubisz? 
-No bardzo lubię jeszcze Torresa i - przerwał jej wybuch śmiechu Carmen. 
-Annie, tak? Wyjdź na chwilę na korytarz, będziesz miała niespodziankę! 
-Czy ja mam się bać? 
-Nie, naprawdę! 
-No okey, a ty jak się nazywasz? 
-Ja jestem Carmen Fernandez Garcia i naprawdę jestem jego siostrą - pokazała na Juana. 
-Wow, dziewczyno, zazdroszczę ci życia, mieć takiego brata... Ja mam tylko Lizę - skrzywiła się i już jej nie było. Teraz Liza dziwnie na nią patrzyła. 
-Ej, wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale czy ty przypadkiem nie znasz One Direction? Bo jakoś tak cię kojarzę z jednego koncertu...
-Pewnie mi nie uwierzysz, ale przypadkiem znam. To ja jestem tą, którą wciągnęli wbrew jej woli na scenę w piżamie. 
-Naprawdę! Dziewczyno, teraz połowa fanek chce cię zabić! A poznałabyś mnie z nimi? Proszę, to moje marzenie! 
-Tak osobiście to nieradzę, mega wielcy idioci ale jeśli bardzo chcesz...
-Wow! Naprawdę? Kocham cię po prostu! - podbiegła do niej i uścisnęła ją - To jakoś się zdzwonimy, dobra? A ja teraz lecę opowiedzieć o tym wszystkim moim koleżankom! Ale będą mi zazdrościć! A mogę mieć jeszcze jedno pytanie? 
-Wal śmiało - Carmen uśmiechnęła się. Od razu złapała z siostrami dobry kontakt. 
-Jaka to była ta niespodzianka która czekała na korytarzu na Ann, ty ją już wcześniej znałaś? 
-Nie, po prostu tam czekał mój przyjaciel, a skoro to jeden z jej ulubionych piłkarzy...
-Aaaa, ten cały Torres, tak? Gada o nim na okrągło, chyba się w nim podkochuje! Ale i tak najbardziej kocha tego z lokami, też z Chelsea, no jak mu tam...
-David Luiz, kolejny mega debil. 
-A no właśnie, to ma prawie cały pokój w jego zdjęciach. Na urodziny kupiłam jej poduszkę z nim, to teraz nikomu nie pozwala jej tknąć. Raz Draco, nasz pies, prawie ją pogryzł, to Annie się wkurzyła i nie spuściła go do pokoju, musiał spać na wycieraczce. 
-Dobrze, wszystko jest przygotowane, więc Liz, proszę cię, wyjdź już, pogadacie sobie pózniej, a ty, kochanie, usiądź sobie tutaj, twój brat może usiąść obok, żeby trzymać cię za rękę, a ciebie nic nie będzie bolało - kobieta wciąż uśmiechała się miło, jednak Carmen nie była przekonana. Spojrzała z powątpiewaniem na Juana. Ten mocniej ścisnął ją za rękę i uśmiechnął się, dodając jej otuchy. Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie i do sali wparował zziajany Torres. 
-Caro, pomocy! Goni mnie tłum zwariowanych fanek, błagających o autograf! 
-A więc ty jesteś ten cały Torres? W sumie bez rewelacji, na zdjęciach wyglądasz lepiej. A jest tam moja siostra, taka podobna do mnie, tylko w koszulce Chelsea i w kucyku? 
-Jesr taka jedna, z brązowymi włosami, to chyba ta, tak? 
-Tak, to ona. 
-No to wyżebrała numer do Davida, chciała mój, ale odpuściła, jak się dowiedziała, że jestem z Caro - Carmen spojrzała na niego groźnie - No co, nie ode mnie, z gazety się dowiedziała, od jakiejś innej fanki. Generalnie, to one są jakieś mega nieogarnięte, połowa twierdziła, że gram w Barcelonie, druga połowa, że w Realu. Chyba tylko ze trzy wiedziały, gdzie naprawdę gram. 
-Okey, to pa Caro, jakoś się zdzwonimy, a ja lecę ratować Ann, bo znowu się w jakieś kłopoty wpakuje, buziaczki, cześć - Liza pomachała na dowidzenia i już jej nie było. 
-A ta z różowymi włosami to kto? 
-To Liza, jakoś do nas wpadnie, bo chce poznać debili. 
-To może na trening z nami pójdzie? 
-Nie, nie tych debili, Annie chce was poznać, a Liza Niallera i spółkę. 
-Czy mogłabym prosić cię o wyjście? Bo, jeśli niezauważyłeś, to szpital, a nie miejsce spotkań - lekarka powoli traciła cierpliwość - Usiądź łaskawie, albo będę musiała dać ci coś na uspokojenie! - w tej chwili drzwi otworzyły się ponownie. 
~~~~~
Prawie nikt nie komentuje :( Smutam się :c W tym rozdziale dołączyły dwie nowe bohaterki, Annie i Liza Evans :) Liza na prośbę Liz A, a Annie na prośbę An ;D Mam nadzieję, że nie jesteście złe, że zrobiłam was siostrami ;* Bohaterów postaram się dodać, jak tylko zorientuję się, jak się dodaje zakładki, bo nie umiem :/ Pomoże ktoś? Będę wdzięczna ;3

11 komentarzy:

  1. ale zamieszanie...
    rozdział super!!! :D
    bardzo mi się podoba xD
    kiedy c.d.?

    żeby dodać zakładki musisz wejść na bloggera i w tym takim prostokącie, gdzie masz swój blog po prawej stronie jest strzałka w dół. naciśnij ją i wejdź na "Strony". później to już się zorientujesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. super rozdział zresztą jak każdy w twoim wykonaniu
    nie mogę się doczekać kolejnego

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział fenomenalny <3 !
    Fajnie, że dodałaś dwie nowe i tak szalone postacie :D
    "David i Oscar prawie tarzali się ze śmiechu, odgrywając kłótnię dziewczyn" już to widzę jak te krejzole się tarzają pod podłodze <3
    Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  4. KOCHAM TO JAK PISZESZ !!!:* rozdział jest booooski ! :D ciekawe kto tam do nich znowu wszedł :) czekam na następy :) dziś wieczorem u mnie pojawi się epilog :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dziękuje za komentarze :) Szkoda, że już kończysz :/ bardzo lubię twojego bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki :* właśnie dodałam epilog :)

    OdpowiedzUsuń
  7. zapraszam na prolog do opowiadania : busco-la-felicidad.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja :D Tak 1D :D Wkońcu. <3<3<3<3<3<3
    kocham cię za to :D rozdział świetny a tak wgl zmieniłam nazwę i awatara z Liz A na to :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ach zapomniałam ,że mam nowy blog o Horanku <3

    OdpowiedzUsuń