Kiedy składy były już wybrane, mecz się zaczął. Na początku Carmen nie mogła się za bardzo odnaleźć, nie była przyzwyczajona do grania metodą, która w niczym nie przypominała hiszpańskiej Tiki-Taki. Było tu mało podań, wiecej pojedynczych akcji, biegania z piłką a nie za nią. Szybko jednak się dostosowała. Biegła akurat z piłką, kiedy jak z pod ziemi wyrósł przed nią Torres, próbujący ślizgiem zabrać jej piłkę. Nie wycelował jednak w piłkę, tylko walnął nogami dokładnie w jej nogi, podcinając ją. Dziewczyna wyleciała w powietrze, przefikołkowała i spadła na murawę kilka metrów dalej. Wydarzyło się to tak szybko, że reszta drużyny początkowo nie wiedziała co się stało. Po chwili jednak wszyscy zauważyli, że coś jest nie tak. Carmen z zamkniętymi oczami leżała murawie, Torres, z twarzą zalaną krwią właśnie podnosił się z ziemi kilka metrów przed nią. Podbiegł do niego Juan.
-Jezu, Torres, co ci jest? Co sie stało? Ona żyje? Już drugi raz zabiłeś mi siostrę! A tobie co jest?
-No bo próbowałem jej piłkę zabrać i ją podciełem a ona za lekka jest i wyleciała w powietrze, przy okazji waląc mnie butemw twarz. Zaraz zaraz, jak to zabiłem? Znowu?
-No po ludzku, leży bez ruchu, ma zamknięte oczy, nie reaguje! Nie wiemy, czy oddycha, bo boimy się ją ruszyć!
-Cholera no! Gówniana źle zmoczona trawa! Nie ruszajcie jej, idę po kogoś ze sztabu medycznego, i tak będą musieli mnie zobaczyć - trzymając się za głowę tuż nad lewym okiem, ruszył w kierunku punktu pierwszej pomocy. W drodze spotkał trenera.
-Już o wszystkim wiem, gdzie ona jest?
-Tam jest, leży na murawie przy 11 metrze, ja idę po jakiegoś lekarza czy coś.
-Dobrze, idź, przy okazji powiedz, żeby cię tam zszyli, bo chyba masz rozciętą brew, będą cię musieli zszyć - Rafael ruszył w kierunku murawy i uklękł przy nieruchomym ciele Carmen. Sprawdził, czy dziewczyna oddycha, ma tentno i puls - Dobrze, czynności życiowe ma, po prostu straciła przytomność. Widzi któryś może, czy Torres już wraca z lekarzem?
-Lekarz już idzie, ale Torresa nie widać, panie trenerze.
-Dziękuję Lampard, poczekajcie tu przy niej, ja idę zamienić słówko z lekarzem, bo mam pewne podejrzenia, co mogło jej się stać. Juan, może klęknij koło niej, żeby nie był to dla niej szok, kiedy się obudzi - Juan klęknął przy niej i złapał ją za rękę, widać było, że bardzo się martwi. David Luiz uklękł przy nim.
-Stary, nie martw się, wyjdzie z tego - poklepał go po ramieniu.
-Tak, jak tak leży jest całkiem ładna, taka niewinna, przynajmniej nie każe robić nam pompek - dodał Oscar. Miały to być słowa otuchy, jednak osiągnął zupełnie odwrotny efekt. Juan najpierw zacisnął pięści, jakby miał go uderzyć, jednak zaraz zacisnął je jeszcze mocniej, w wyrazie bezsilnej złości.
-Oscar, ja cię proszę, ty się już lepiej nie odzywaj - westchnął. Nagle rozległ się dzwonek telefonu, dobiegający z kieszeni bluzy dziewczyny. Juan spojrzał na wyświetlacz.
-Cholera, to Pique, przynajmniej tak mi sie wydaje, bo jest zapisane Geri. Ale to chyba on. Tak, to na pewno on, bo jest zdjęcie - Juan już panikował.
-To może odbierz?
-Nie! No co ty, on mnie obedrze ze skóry, jeśli teraz odbiorę i powiem mu co się stało! Przecież to jeden z najlepszych przyjaciół Caro!
-Daj, ja to zrobię - Oscar zabrał mu telefon - Halo?
-Hej Carotko! Mamy dla ciebie super wiadomość! Mamy Neya!
-Że co?
-Mamy Neymara! Będzie z nami w nowym sezonie! Będziemy mistrzami! Oprócz tego mam jeszcze 2 wiadomości, dobra jest taka, że Mou już nie będzie trenerem Realu! A zła jest taka, że przechodzi do Chelsea! Ale na razie nie mów o tym nikomu, bo to nie jest jeszcze oficjalna informacja, tylko nam to Ikuś powiedział! Jordi, czego chcesz, nie widzisz, że rozmawiam!
-Właśnie widzę, ale na pewno nie rozmawiasz z Caro! - w słuchawce odezwał się głos Jordiego Alby.
-No niby jak nie z Caro! Przecież z Caro!
-Witam, tu Oscar dos Santos, niezwykle mi miło, że poinformowaliście nas o tym, że niejaki Jose Mourihno, jeśli to jego nazywacie Mou, będzie naszym nowym trenerem, a co do Neymara to go pozdrówcie od nas - Oscar spojrzał na Davida Luiza, szukając w jego oczach aprobaty, jednak zobaczył tylko złość, wrogość i rozczarowanie. Zrozumiał, że posunął się za daleko.
-ŻE CO PRZEPRASZAM? GDZIE JEST CARMEN? CO JEJ ZROBILIŚCIE! - wydzierał się do telefonu. Na dźwięk jego głosu Carmen delikatnie się poruszyła. Otworzyła oczy i lekko się uśmiechnęła.
-Hej Geri, co tam? - powiedziała słabo.
-Matko Boska, Caro, co ci się stało?
-Nic, tylko taki mały wypadek, walnęłam się w tył głowy, straciłam przytomność, takie tam - lekceważąco machnęła ręką - Kurde, ale mi we łbie nawala - skrzywiła się i machinalnie powędrowała miejsca z tyłu głowy, gdzie było źródło bólu. Kiedy cofnęła rękę, ta była cała we krwi - Ajtam, drobne rozcięcie, pewnie trafiłam na jakiś kamień albo coś takiego. Juan, zaprowadzisz mnie do lekarza? Raczej nie trzeba zszywać, tylko odkazić i założyć opatrunek - powiedziała to tak spokojnie, że reszta drużyny patrzyła na nią ze zdziwieniem mieszanym z podziwem. Oscar pomyślał, że on w takiej sytuacji na pewno wrzeszczałby z bólu. David Luiz chyba myślał podobnie.
-Tak, jasne, już.
-A mogę dostać mój telefon? - zwróciła się z wyrzutem do Oscara, który z miną małego smutnego dziecka oddał jej telefon w którym Pique dalej wywrzaskiwał obelgi na jego temat - Geri, zadzwonię pózniej, nie mów nic reszcie, szczególnie Leo, bo będzie się niepotrzebnie martwił, zadzwonię potem, cześć - rozłaczyła się - Okey, już mogę iść.
-Nie, nigdzie nie idziesz! Lekarz za chwilę tu będzie, postaraj się do tego czasu jakoś się nie ruszać, a przynajmniej nie wykonywać gwałtownych ruchów, okey? - nagle niewiadomo skąd, pojawił się Torres. Na jego widok Carmen gwałtownie zerwała się z miejsca i przytuliła się do niego.
-Naaaandoooo! - pisnęła - Przepraszam, nie chciałam, to wszystko moja wina, jestem do niczego - dodała patrząc na jego zszytą brew.
-Nawet tak nie mów! Jesteś wspaniała i cudowna! Oprócz tego to już bardziej moja wina, przecież to przeze mnie wylecialaś w powietrze!
-No tak, ale to moja wina, bo to ja cię kopnęłam! No i... - chciała jeszcze coś powiedzieć, ale Torres zamknął jej usta pocałunkiem.
-Ustalmy, że to niczyja wina, może być? - uśmiechnął się do niej.
-Może. Kocham cię, wiesz?
-Ja ciebie bardziej.
-Nie, ja ciebię bardziej - przerwali, bo Frank Lampard zakaszlał znacząco.
-Nie chcę wam przeszkadzać, ale trzeba zobaczyć, co Carmen ma z głową - David i Oscar uśmiechnęli się złośliwie a Torres spojrzał na niego z wyrzutem - Chodziło mi o ranę na głowie, bardzo przepraszam, skrót myślowy.
-Ale mi już nic nie jest! Już przestało krwawić! Nic takiego mi się nie stało!
-Carmen! Musisz tam iść, moim zdaniem trzeba będzie zszywać - Carmen gwałtownie zaprzeczyła - Ej, skarbie, to dla twojego dobra! - Torres pogłaskał ją po głowie - Ty się naprawdę tego boisz? Przecież to tylko igłą, nawet nie muszą cię ogolić, żeby cię zszyć.
-No ale ja nie chcę - przytuliła się do niego mocno - Ja naprawdę boję się ogieł! Przecież to tak strasznie boli!
-Caro, czy ty masz jakieś traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa? Chciałabyś nam o tym opowiedzieć? - spytał Eden Hazard z miną psochologa.
-Nie, naprawdę nie! Po prostu boję się igieł! Nie mam żadnych traumatycznych wspomnień z dzieciństwa z użyciem igieł! Naprawdę Eden!
-No więc czemu się ich boisz?
-Bo boję się ogólnie widoku krwi! Tak samo boję się noży, żyletek, no wszystkiego czym można się skaleczyć, okey?
-No ale...
-Hazard, już jej nie męcz! - ofukał go Torres - To nie jej wina, że nie dostałeś się na studia psychologiczne, tylko zostałeś piłkarzem! Caro, dasz radę, nic się nie stanie! To nic nie będzie bolało, uwierz mi! Caro! Co się z tobą dzieje! - złapał ją za ramiona i potrząsnął. Dziewczyna nie reagowała. Wpatrywała się z szeroko otwartymi oczami w kąt boiska. Kiedy przemówiła, jej głos się łamał.
-Fer, uważam, że powinieneś to zobaczyć...
~~~~~Rozdział jest, bo było 5 komentarzy, chociaż trochę naciągnane, bo połowa komentarzy jest moja ;) Tym razem kolejny rozdział będzie najwcześniej 15, bo zostałam odcięta od internetu (wyżebrałam, żebym mogła skorzystać z komputera taty ;>) Komentarze jak zawsze wskazane, mam nadzieje, że jak następnym razem tu zajrzę, będzie ich trochę wiecej ;)
Rozdział jak zawsze cudowny :D rozwalił mnie tekst : "Już drugi raz zabiłeś mi siostrę!" :D jestem ciekawa co Carmen tam zobaczyła :D z niecierpliwością czekam na kolejny :* pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie na nowy rozdział http://somos-tan-felices.blogspot.com/
UsuńMiło się czyta :) fajny rozdział..aż się boje co tam zobaczyła
OdpowiedzUsuńBuziaki
Bardzo dziękuje ;) Kolejny będzie jutro albo pojutrze :)
OdpowiedzUsuńznalazłam twojego bloga dzisiaj i już jestem "na bieżąco"
OdpowiedzUsuńsuper opowiadanie (chociaż nie lubię barcelony) ale i tak mi się podoba..jakoś ich zniosę
świetny rozdział ^^ (ale się powtarzam... -,- )
OdpowiedzUsuńco mogła tam zobaczyć??? O.o
czekam na kolejny :*
Świetny <3
OdpowiedzUsuńCo tam zobaczyła? Dobra nie mów idę czytać (nadrobić ,bo czasu nie miałam przez Hp,Pll i JUTRO)