piątek, 26 lipca 2013

Rozdział XIX

Kiedy dojechali pod dom sióstr Evans, Liza im otworzyła. 
-O, siema, Annie jest w pokoju z małymi i mamą. Teraz ona i Nora bawią się lalkami a mama czyta Leosiowi. Normalnie momentalnie się w nim zakochała. Wejdziecie? 
-Jasne, w końcu musimy odebrać dzieciaki. Nie sprawiają problemu? 
-Nie, no co ty, spokojnie zjedli zupkę, mama jest nimi zachwycona, od razu zaczęła nas męczyć, kiedy my będziemy miały własne dzieci. A ja, przynajmniej na razie, sie nie spieszę - roześmiała się - Jak będziecie kiedyś chcieli, to chętnie sie nimi zajmiemy. Aha, i jeszcze jedno, Annie już zrobiła sobie z nimi mnóstwo zdjęć, mam nadzieje, że ci to nie przeszkadza - zwróciła się do Torresa. 
-Spoko - uśmiechnął się do nie niej - A zaprowadzisz nas do Annie? 
-Tak, tak, jasne - zaprowadziła ich do niebieskiego pokoju, całego obklejonego plakatami Chelsea. Rownież pościel była z Chelsea a rolę zasłony odgrywała powieszona w oknie flaga - Hej Annie, przyprowadziłam ci gości! 
-Czego znowu chcesz? Znowu 'podobno' przyszedł David Luiz? 
-Nie, tym razem Fernando Torres i Juan Mata! 
-Spadaj! - Annie rzuciła w siostrę poduszką, która się uchyliła. 
-No... Siostrzyczko, nie wierzysz mi? 
-Nie! Wyjdź w tej chwili! Liza, przeszkadzasz mi! 
-Hej Annie! - Carmen podeszła do bawiacej się z Norą koleżanki. Mała od razu sie do niej przytuliła. 
-Ciocia Carosia! 
-Hej bomblu, a Leo gdzie? 
-Hej Carmen, siema chłopaki - speszona Annie machinalnie poprawiła włosy - Przepraszam, ale Liza prawie ciągle robi mi takie numery... Leo jest z mamą w salonie, czytała mu bajkę. 
-Dzięki wielkie, bo niektórzy - tu spojrzała wymownie na Torresa - zapominają o swoich dzieciach i porzucają je w tłumie napalonych fanek. Na szczęście ty ich znalazłaś! Więc, żeby ci się odwdzięczyć, mamy dla ciebie bilety na mecz! Ale nie takie zwykłe bilety, będziesz siedziała z nami na ławce rezerwowych! Plus jeszcze jakaś randka z Davidkiem - puściła jej oko.
-Noooo, tylko tak właściwie, to Liza znalazła dzieciaki i się nimi zaopiekowała. Ja po prostu, jak rozpoznałam, czyje to dzieci, to przejęłam je od niej... To ona powinna dostać nagrodę, nie ja... - po tym stwierdzeniu, zapadła cisza, którą w końcu przerwała Carmen. 
-Ona by się z biletu na mecz raczej nie ucieszyła - stwierdziła dobitnie - Ale jej też trzeba jakoś podziękować skoro to ona się nimi zajęła - w jej głosie było słychać urazę, którą starała się zamaskować. Annie spuściła głowę. Wiedziała, że zawiodła ludzi, którzy może, za jakiś czas, staliby się jej prawdziwymi przyjaciółmi. 
-Nora, chodź, idziemy skarbie - Torres wziął dziewczynkę za rękę - A ty w środę o 20:45 przy wejściu na stadion. W końcu też nam pomogłaś, szkoda tylko, że dla własnego zysku... - wyszli z pokoju i poszli do salonu, gdzie doktor Evans czytała Leosiowi bajkę o hipopotamie, który poszedł do dentysty. Chłopiec miał taką minę, jakby współczuł hipopotamowi z całego serca. Na widok ojca szybko się rozchmurzył. 
-Cia cia! Cia cia i ujek! I ciocia Cajo! 
-Hej bomblu - tata czule potarmosił jego brązowe loczki - Musisz przestać nazywać mnie cia cia, tylko tata, powtórz, tata. 
-Cia cia! He he, cia cia!
-Fer, on umie mówić? Nie wiedziałem, że umie mówić! 
-Też nie wiedziałem, chyba dzisiaj zaczął. 
-Tak, zaczął dzisiaj mówić. Widać czytanie ma na niego dobry wpływ - lekarka uśmiechnęła się z dumą - Jego pierwsze słowo to Cajo, nie mam tylko pojęcie, co oznacza. 
-Caro, czyli Cajo to ja, prawda szkrabie? - mocno przytuliła chłopca - Śmieje się jak Piotr Żyła, będzie skoczkiem narciarskim! 
-Nieeee! Będzie piłkarzem jak tatuś! I będzie grał w Barcelonie jak mamusia! 
-To Olalla kiedykolwiek... Osz ty! - zdzieliła go w ramię, kiedy dotarł do niej sens jego słów. 
-Ejejej, może nie będziecie się kłócić teraz? - Juan patrzył na nich z naganą - Niezwykle dziękujemy pani za opiekę, nie wiemy, jak moglibyśmy się pani odwdzięczyć -jak prawdziwy gentelman pochylił się i pocałował ją w rękę - Jeśli kiedykolwiek moglibyśmy pomóc... 
-Juan, a jak Clarice, czeka w domu z obiadem, prawda? Widać, że ciąża jej służy, po prostu promienieje. A ty będziesz takim dobrym ojcem, na pewno lepszym niż Fer, jesteście razem tacy uroczy!
-Caro, ale co ty... - nie dokończył, bo Fernando z całej siły nadepnął my na stopę. 
-No właśnie, kiedy poród? Już niedługo, prawda? Więc nie powinniśmy zostawiać jej w domu samej! Szybko chodźmy! - praktycznie wyprowadził go z domu sióstr. Kiedy byli już w samochodzie, Torres nie wytrzymał - Stary, co ty robisz, zarywasz do jakiejś starej kobiety, która jeszcze ma męża? Ona ma dwie córki około 20 lat, oprócz tego jest lekarzem, w ciążę zaszła pewnie dopiero po studiach, więc ma pewnie z 60 lat! 
-Po pierwsze, nie 60, tylko 45 albo 46, po drugie, nie jest stara, tylko w średnim wieku, po trzecie, ja do niej nie zarywam! To tylko zwykłe dobre wychowanie! Więc po co wymyślacie te wszystkie bajeczki o ciąży? 
-Hmmm, pomyślny, może dlatego, że ta kobieta wyraźnie wzięła cię za angielskiego gentelmana z nienagannymi manierami i urokiem osobistym. A ty jesteś moim bratem, Hiszpanem, i nie będziesz mi tu bajerował jakiś starych angielskich dam, rozumiesz? 
-Ale po co te nerwy, siostrzyczko - na jego twarz powrócił już normalny uśmiech - Ale nie zabijecie mnie za to, że zaprosiłem dzisiaj Clarice na obiad? Chciałabym, żebyś ją poznała, może to zwiększy mi u niej szanse, bo naprawdę mi na niej zależy! Poopowiadasz jej trochę o Barcelonie i Messim? Proooooszę siostrzyczko moja kochana! - spojrzał na nią spojrzeniem kota ze Shreka. 
-Dobra, ale obiad ty gotujesz, a ja tylko jej opowiadam, jasne? 
-Tak tak tak tak! Wiesz jak cię kooooochaaaam? 
-Oj już nie słodź - roześmiała się - Ale potem przez tydzień gotujesz nam to co chcemy, robisz pranie i myjesz naczynia. 
-Ale ja i tak zawsze to robię...
-Serio? - przytaknął - Nando, on naprawdę zachowuje się jak kura domowa? 
-Noooo, teraz jeszcze mówił mi, że możemy dalej u niego mieszkać i on będzie mi mógł pomagać z dziećmi. 
-Bracie, spójrz mi w oczy i powiedz, tylko szczerze... - wzięła głęboki oddech i wbiła swoje czekoladowe oczy w jego oczy - Czy ty nie jesteś gejem?
-Że co proszę? - Juan zakrztusił się - Nie, naprawdę nie! Jestem stuprocentowym facetem! Fer, weź mi pomóż! 
-No nie wiem, też się na tym zastanawiałem... 
-Fernando Jose Torresie Sanz, pewnego pięknego dnia cię ZABIJĘ!!! 
-A tak na serio, to jest facetem idealnym, gotuje, pierze, prasuje, sprząta, zmywa naczynia... No po prostu ideał! Kobitki na takich lecą - mrugnął do niego i szturchnął go łokciem w żebra. 
-No cóż, może na takich lecą, ale on dalej bez dziewczyny - stwierdziła dobitnie - Bracie, stary już jesteś, ustatkować się trzeba! Messi z Antonellą, Fabs z Daniellą, chociaż to chyba nie najlepszy przykład, zlituj się i nie daj się zbajerować takiej starej zdzirze! Za to Pique z Shakirą, rozumiesz to? Tylko Jordi ciągle Forever Alone, ale on wygląda jak chomik, więc czego się spodziewać... Ale wiesz, że jesteś mniejszą wersją Pana Idealnego? Przynajmniej według ciacha.net - puściła mu oko.
-Czyli? - spytał z nadzieją.
-Xabiego Alonso, no chyba nie myślałeś, że Ronaldo? - prychnęła. Juan zasmucił się. Myślał, że chodzi o Ronaldo. Chcąc ukryć rozczarowanie, zabrał się za przygotowywanie apetycznie pachnącej pieczeni. Carmen tymczasem poszła na górę, jakoś się ubrać, by, jak sama to określiła, nie wyglądać jak "nie boskie stworzenie". Kiedy po pól godzinie zeszła na dół, zwabiona apetycznymi zapachami, efekt był oszałamiający. 
-Caro, czy to na pewno ty? 
-Tak, to na pewno ja, wiem, że wyglądam, noooo, dziwnie... 
-No co ty, pięknie wyglądasz! Naprawdę! Absolutnie przepięknie! Wyjdziesz za mnie? - Torres podbiegł do niej i mocno przytulił. Patrzył na nią niemal z czcią, była naprawdę piękna. W tej chwili z wyglądu przypominała anioła. Zamiast tradycyjnych trampek, na nogach miała czarne balerinki. Obcisłe jasnoniebieskie dżinsy podkreślały jej długie nogi, a luźna biała tunika opadająca na jedno ramię, potęgowała ten efekt. Włosy złotą kaskadą opadały na jej ramiona, a czekoladowe oczy, lekko podkreślone kredką, patrzyły wnikliwie, badając ich reakcję. Wyglądała, jakby schowała na chwilę anielskie skrzydła i aureolę, aby zstąpić na ziemię i... 
-Fer, czy ja mam coś na twarzy? - otrząsnął się. Jej głos ściągnął go na ziemię. Jeśli kiedykolwiek wątpił, że ją kocha, teraz już nie mógł mieć wątpliwości. 
-Nie, nic nie masz - uśmiechnął się przepraszająco - Wszystko jest idealnie. Cała jesteś idealna - patrzył, jak jej twarz spłonęła rumieńcem. Jak się rumieniła, była piękna. Jednak najpiękniejszy był jej uśmiech, nikt nie uśmiechał się tak pięknie jak ona. Była również posiadaczką najpiękniejszych na świecie oczu, nosa, ust i kości policzkowych. Nawet jej brwi i zęby były piękne. Przypomniał sobie, co kiedyś powiedział do Olalli na jednym z wywiadów - And when you smile, evrything is... PERFECT. Myśląc o tym teraz, stwierdził, że jej uśmiech był zwykły, nie było w nim nic specjalnego. Ale był wtedy zaślepiony miłością do niej. Miłością, której ona z całą pewnością nie odwzajemniła. Chociaż Carmen pewnie też nie kochała go, tak jak on ją. Trudno się mówi, może kiedyś go pokocha, a jak nie, zawsze będzie dla niej przyjacielem, wspierając ją, zawsze i wszędzie. Z nowym postanowieniem podniósł głowę i spojrzał wprost w jej oczy. Patrzyła na niego, lekko się uśmiechając, jakby mogła odczytać jego myśli. 
-Już myślałam, że śpisz - uśmiechnęła się - Stoisz tak od jakiś 5 minut. O czym myślisz? 
-Myślę, o... Yyyyy... Myślę o tym, jak Juan dogada się z Clarice - skłamał na poczekaniu. Chciał powiedzieć jej prawda, jednak się bał. 
-Aha... - uśmiech na twarzy dziewczyny znikł - To miłego myślenia. Clarice, jest bardzo ładna, Juan pokazywał mi jej zdjęcia z meczu, była na Gran Derbi. Jest w połowie francuzą a w połowie włoszką, ale mieszka w Londynie i zna bardzo dobrze hiszpański, bo narzeczony jej starszej siostry jest Hiszpanem i mieszkają w Madrycie, a ona często ich odwiedza. Pracuje jako dziennikarka modowa, ale robi też specjalizację sportową. Pewnie jak zacznie spotykać się z Juanem to będzie drugą Sarą Carbonero. Dobra, to ja idę, jakoś pomogę Juanowi w kuchni, nie, żebym umiała coś ugotować - roześmiała się a Torres jej zawtórował. 
-To może pomożesz mi wybrać jakieś ciuchy na ten uroczysty obiad? Bo Juan ubiera jakiś typowo angielski sweter albo coś, a ja nie mam niczego takiego. 
-Pffff, będzie cieżko, ale mogę spróbować, chociaż do najlepiej ubierających się piłkarzy definitywnie się nie zaliczasz. Najlepiej chyba ubiera się Xabi, Pique, Fabs i Jordi też nie najgorzej, Leo całkiem nieźle, jeśli mu teraz trochę Antonella pomoże, Iker próbuje kopiować styl Xabiego, chociaż z marnym rezultatem, a Ramos i jego dżinsowe koszule to totalna porażka. 
-Ty to tak wszystko pamiętasz? 
-Człowieku, spedziłam z nimi większość życia, ja ich po prostu znam. Wiem, kto jest Królem Kciuka, kto Królem Dżinsu a kto Królem Słitfoci. Wiem, kogo nazywają Panem Idealnym, a kogo jego młodszym bratem, i podpowiem ci, nie jesteś żadnym z nich. 
-Ale pomożesz mi? 
-Spróbuję - westchnęła - Więc chodź, chociaż nie mam zielonego pojęcia, co mogłoby ci pasować - westchnęła ponownie i dała się zaprowadzić na górę do jego pokoju. Nigdy tam nie była, jednak raczej tego nie żałowała. Po pokoju wszędzie walały się ubrania i jakieś kartki, ogólnie był tam okropny bałagan. Carmen podniosła z podłogi jedną kartkę. 
-Fer, co to jest? Ty umiesz rysować? - zaczęła zbierać kartki. Na wszystkich była ta sama twarz, na jednej sam portret, na drugim grająca w piłkę z przyjaciółmi, na jeszcze innym, bawiąca się ze szczeniaczkiem Husky. Postać miała długie jasne loki, ciemne oczy w kształcie migdałów i długie rzęsy. Na każdym obrazku miała piękny uśmiech, widać było, że jest szczęśliwa. Carmen jeszcze raz przyjżała się zdjęciu, gdzie postać gra w piłkę z przyjaciółmi. Rozpoznała tam Jordiego Albę, Pique, Fabragasa ale również Sergio Ramosa i Casillasa. Spojrzała Torresowi w oczy. Stał, rozgladając się z przerażeniem po pokoju - Fer, mam pytanie, czy na tych szkicach jestem... Ja? 
~~~~~
I jest kolejny rozdział, chociaż juz chyba ostatni w ciagu wakacji, przynajmniej tych dwóch tygodni, bo pojutrze jadę na obóz z Zuzią S ;* Jeeeeeeeeej, jaram się ;D A na dole moje ulubione zdjęcia Sernando (wiem, że dużo, ale to mój prawie ulubiony albo ulubiony bromans, rywalizować z nim może tylko Fabrique ;>) Smutam się tylko, że nastąpił koniec Mesilli :'< David, jak mogłeś od nas odejść??? Jak mogli dać ci tą cholerną 9??? Teraz będzie DV9??? To nie pasuje!!! 

A tutaj już moje kochane Sernando <3











Pod kolejnym postem, kolejna porcja ;)

7 komentarzy:

  1. :) Świetny jak zawsze *-*But where id my 1D? I Nialler?

    OdpowiedzUsuń
  2. Będzie juz w następnym, obiecuje ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. cudowny *___*
    to już jutro!!!!!!! <3 jupiiiiiiii!!!!! XD

    OdpowiedzUsuń
  4. rozdział booooski!!!!!!!!! - jak zawsze :D

    OdpowiedzUsuń
  5. :D Porcja zdjęć Sernando podniosła mnie na duchu :D
    Rozdział zarąbisty :*
    Zapraszam do siebie: http://es-todo-sobre-el-amor.blogspot.com/
    http://tak-trudo-ci-wybaczyc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Nominowałam cię do The Versatile Blogger http://borussiaforever.blogspot.com/2013/08/zostaam-nominowana-do-versatile-blogger.html#comment-form :)

    OdpowiedzUsuń
  7. zapraszam na nowy rozdział : http://busco-la-felicidad.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń