wtorek, 11 czerwca 2013

Rozdział XII

Dziewczyna stała na schodach, dopóki chłopcy, którzy już położyli Davida, nie zaczęli jej wołać. Wtedy szybko, z uśmiechem na twarzy, wróciła do domu, wpadając prosto w ramiona Torresa. Ten tylko mocno ją przytulił. 
-Ale masz banana na twarzy, prawie takiego wielkiego jak Hazza między nogami! - Niall uśmiechnął się a reszta spojrzała na niego dziwnie - No takiego dmuchanego na plażę, w teledysku do Live While We Are Young! Boże, ale wy macie skojarzenia... 
-No cóż, lekko mnie to zdziwiło, ale... Zaraz zaraz, Carmen też? 
-Fer, ja wychowywałam się z chłopakami, skojarzenia mam naprawdę poważne - puściła do niego oko - To może chodźmy już coś zjeść? Ty gotowałeś? 
-Nie, ja nie umiem - roześmiał się widząc zdziwione spojrzenia przyjaciół - Gotował Juan, ja umiem tylko rzeczy z gotowe, np hamburgery albo hot-dogi. Albo jeszcze te babeczki z proszku. 
-Co? Ty ich nie piekłeś? Właśnie całe moje dzieciństwo legło w gruzach - Carmen zrobiła minę smutnego psiaka, a Torres uśmiechnął się do niej. 
-Nie płacz księżniczko, twój braciszek też dobrze gotuje, zrobił nam spaghetti i jest romantycznie podane, bo to taka próbna kolacja przy świecach dla Clarice. To chyba jakaś francuska czy coś... Ale nieważne, ważne, że się pogodziliście! A z chłopakami? Pogodziłaś się z nimi? 
-Nie... - dziewczyna spuściła oczy - Nie umiem tak po prostu zadzwonić i przeprosić... Ale oni wiedzą, że im wybaczyłam, oprócz tego w środę ten półfinał i oni tu przyjadą i was rozniosą, więc już się bój! 
-Ale my się nie damy! Będziemy walczyć do ostatniej kropli krwi! To dla mnie bardzo ważne, chcę pokazać tym wszystkim, że nie jestem taki beznadziejny... 
-Nie jesteś beznadziejny! To po prostu Barca jest najlepsza! A ja w ciebie wierzę! 
-Widzę, że wam przeszkadzam, to ja już sobie pójdę, do zobaczenia, nasze numery masz, od dziewczyn chyba też, więc jakby co, to dzwoń. Oprócz tego wyciągamy cię jutro na jakieś zakupy czy coś, Fer, ty też możesz iść, jak chcesz... - do rozmowy wtrącił się Niall. 
-Nie, dzięki, ja nie lubię takich rzeczy, przesiedziałbym cały dzień w Nike. Chociaż... Cholera, jednak idę, muszę kupić garnitur, bo jest ta durna gala jutro wieczorem! Na śmierć zapomniałem! 
-Czyli jednak idziesz z nami. Dziewczyny chyba zemdleją, jak cię zobaczą w garniturze! Ej, ale ja nie muszę iść na tą galę, prawda? 
-To jest właściwie taki charytatywny bal, i przykro mi, ale Juan nie odpuści, musisz iść. 
-Ale ja nie chce sukienki! Oprócz tego nie mam kasy, nie wiem, jak ja coś kupię! 
-Caro, a ja mam kasy aż za dużo! Mata tak samo! To twój brat, on ci będzie płacił za wszystko, jutro ma ci nawet wyrobić własną kartę kredytową na jego rachunek! A sukienkę to ja ci kupuję! 
-Fer, proszę cię, nienawidzę być dla kogoś ciężarem! 
-Nie jesteś ciężarem! To dla mnie przyjemność kupić ci tą sukienkę! 
-Dobra, nie kłóćcię się już! Ja już idę, a wy macie się niepozabijać! - kłótnie przerwał Niall. Kiedy już wyszedł, Torres westchnął. 
-Naprawdę mamy problemy życiowe, kłócimy się, czy zapłacę ci za sukienkę czy nie... 
-Przepraszam, ale na naprawdę nienawidzę, kiedy ktoś mi coś kupuje albo daje pieniądze! 
-No dobra, to sukienkę kupujesz sobie sama, a ja cię potem zapraszam do restauracji, może być? 
-Może - zadowolona dziewczyna pocałowała go w policzek - Dziękuje, że się nie upierasz. A mogę zapytać o jeszcze jedną rzecz? Bo Juan mówił, że ty mnie... Pocałowałeś... To prawda? Muszę wiedzieć! 
-Tak, to prawda... Ale w policzek, bo to było takie... Po prostu bardzo się o ciebie martwiłem, bałem się, że coś ci się stało, że już się nie obudzidz, że to ja cię zabiłem - z jego oczu polały się łzy. Dziewczyna, rownież ze łzami w oczach, otarła je wierzchem dłoni. 
-Ja... Przepraszam, nie powinnam pytać. 
-Powinnaś, cieszę się, że o to zapytałaś, teraz mówimy sobie już o wszystkim, okey? Chociaż wiem, że to prawie niemożliwe, spróbuje choć trochę zastąpić Messiego, obiecałem mu to. 
-Nigdy go nie zastąpisz... On jest kimś zupełnie innym niż ty... Oboje jesteście dla mnie bardzo ważni, choć w inny sposób... Jego kocham jak brata, a ciebie... Ciebie kocham za wszystko... - mocno wtuliła się w niego, kładąc głowę na jego klatce piersiowej i prawie od razu zasnęła. Chłopak siedział jeszcze przez kilka chwil nieruchomo, aby jej nie zbudzić, po czym delikatnie przeniósł ją na jej łóżko i opatulił kołdrą. Czynność ta była o tyle trudna, że dziewczyna cały czas trzymała jego rękę. Kiedy delikatnie chciał się uwolnić, dziewczyna na kilka sekund otworzyła oczy. 
-Proszę, zostań, nie zostawiaj mnie - wyszeptała przez sen. Więc został, delikatnie położył się koło niej patrzył jak śpi. Wtedy powróciły wspomnienia. Pamiętał, jak zamiast Carmen obok niego leżała Olalla, jak byli razem w szpitalu, kiedy rodziła się Nora, potem Leo. Podobno zakochał się w niej, ze wzajemnością, kiedy mieli po 16 lat, jednak teraz wiedział, że to nie była miłość. Prawdziwej miłości doświadczył dopiero teraz, przy Carmen. Dopiero teraz był szczęśliwy. Jego serce podskakiwało, kiedy tylko pomyślał, że ona też go kocha. Carmen na pewno nie postawiłaby tak jak Olalla, która zdradzała go, kiedy tylko wyjeżdżał na zgrupowanie kadry. Przez to nawet nie wie, czy dzieci są jego, choć bardzo chciałby, żeby tak było. Nawet jeśli nie są jego, kocha je nad życie i będzie walczył o prawo opieki nad nimi. Był tylko pewien problem, nie brali ślubu, więc nie mogą mieć rozwodu. Z zamyśleń wyrwała go Carmen, która przewróciła się na drugi bok i teraz leżała twarzą do niego. Uśmiechała się przez sen. Nagle niespodziewanie chwyciła jego rękę i otworzyła oczy. 
-Więc jednak zostałeś? 
-Myślałaś, że cię opuszczę? - uśmiechnął się ciepło. 
-Nie, wiedziałam, że zostaniesz, jakoś tak to czułam. Przytulisz mnie? - chłopak nie musiał odpowiadać, po prostu wziął ją w ramiona i mocno przytulił. Po chwili dziewczyna zasnęła. Była taka ufna... Przytulając ją, miał potrzebę chronienia jej przed całym złem na świecie, czuł, że w ramionach trzyma największy skarb, najpiękniejszą istotę na ziemi. Z rozmyśleń wyrwał go dzwonek telefonu. Mata. Zaklął cicho i odebrał. 
-Debilu, wiesz która jest godzina? Siostrę sobie obudzisz! 
-No właśnie wiem, przepraszam, ale to bardzo ważne, pilnie potrzebuje z nią porozmawiać! 
-Ona śpi, wiesz która godzina? 
-No tak, wiem, jest około 1, ale ja naprawdę muszę z nią porozmawiać! 
-Hej, co sie stało? - Carmen otworzyła oczy. 
-Cicho Caro, śpij, twój brat właśnie chce cię obudzić. 
-No to daj telefon, jak coś ważnego to daj - chłopak ze złością podał jej telefon - Siema Juan, coś sie stało? 
-Przepraszam, że budzę, ale Clarice chce wiedzieć, kiedy będzie mogła spotkać się z Messim, oprócz tego liczy rownież na jakąś podpisaną koszulkę czy coś... 
-I to jest ten powód, żeby budzić Caro?! 
-Cicho Torres, nie przeszkadzaj, no i właśnie ona chyba naprawdę pomyślała że ta 10 Messi a nie ja... 
-Mata, ty płaczesz? O lol, nie ma to jak płakać na randce w kiblu - Torres roześmiał się - Ciekawe co na to gazety?  Wielki Juan Mata przyłapany na płakaniu w toalecie pewnej restauracji! A może to jednak hotel? Uuuuuu, nieźle nieźle! 
-Fer, przymknij się - Carmen dźgnęła piłkarza w brzuch - Dobra Juan, teraz możesz mówić. 
-No i to tyle, chodzi tylko o to spotkanie z Messim, załatwisz to jakoś? 
-Jasne, powiedz jej, że w środę po meczu będzie mogła zadać mu kilka pytań, dostać autograf i takie tam. 
-Dzięki Caroś, jesteś wielka! 
-Spoko, a co wy tam tak długo robicie? Jesteście w hotelu? Uuuuuuu, porządnie. 
-Ha ha ha, bardzo śmieszne, wiem, że to spisek! - przyjaciele roześmiali się i przybyli sobie piątkę, nie umawiali się, ale doskonale wiedzieli, co zrobić, jeśli chcą go wkurzyć - Jesteśmy dalej w studio, wywiad się przedłużył, będę rano. 
-Więc jednak na jakiś hotel liczysz? 
-No może może... Dobra, już kończę, cześć, róbcie tam sobie co chcecie zakochańce - roześmiał się - Ale pamiętaj, skrzywdzisz ją, to nieżyjesz! - rozłączył się. Fernando po rozmowie z przyjacielem nadal się uśmiechał. Cieszył się, że rodzeństwo już się pogodziło, nienawidził kłócić się z Matą, był dla niego jak brat, zawsze się wspierali, chociaż często już nie mogli ze sobą wytrzymać. Oprócz tego chyba zrozumiał, że Carmen jest dla niego kimś wyjątkowym i już nie miał nic przeciwko temu, chciał tylko, żeby byli szczęśliwi. Spojrzał na dziewczynę. Uśmiechała się. 
-No cóż, skoro już i tak nie zaśniemy, to może jakiś meczyk? 
-Nabijasz się, prawda? Przecież jest 3 w nocy, nic teraz nie leci! 
-No to chociaż jakaś powtórka w internecie? Proszę? - spojrzała na niego swoimi wielkimi oczami, którym nie dało się odmówić. 
-No dobra, niech będzie, co chcesz? Bo rozumiem, że Barcelonę, czyż nie? 
-Jasne, a myślałeś że co? Real Madryt? - prychnęła. 
-No dobra, a co powiesz na Gran Derbi? El Clasico? Real vs Barcelona? 
-Wiem co to jest Gran Derbi głupku! - dźgnęła go w brzuch - Dobra, może być, najlepiej wtedy, kiedy wygraliśmy - puściła do niego oko. 
-A nie może być jakiś remisik? 
-Nie! - ponownie go dźgnęła. 
-Osz ty! Złapał ją i zaczął łaskotać, a ona piszczeć. 
-Zostaw mnie głupku jeden! - chciała wyglądać na złą, jednak nie mogła. W końcu Torres przestał, jednak dalej nie chciał wypuścić jej z objęć. 
-Ty mały potworze! Nie wypuszczę cię już nigdy! - uścisnął ją mocno. 
-A niby czemu? Nie lubię cię! - z miną skrzywdzonego dziecka pokazała mu język - Ja tu chcę tylko sobie jakiś fajny mecz o 3 w nocy obejrzeć a ty mi nie pozwalasz! 
-Nie! Kładziesz się spać, bo jutro rano idziesz z nami na trening a potem na zakupy! Zaraz wstać nie będziesz mogła! Już mi leć na górę, do łóżka! - wypuścił ją z objęć, posadził sobie na kolanach, odwrócił i spojrzał na nią. Co chwilę ziewała i tarła sobie oczy, widać było, że chce jej się spać. Delikatnie ocałował ją w nos. Spojrzała na niego zdziwiona ale szczęśliwa. 
-Fer, tylko jest taki mały problem... 
-No słucham, jaki problem?
-No bo ja zapomniałam z Barcelony misia wziąść i teraz nie będę mogła zasnąć...
-Nie martw się, coś na to poradzimy - wziął ją na ręce, zdziwiło go, że tak mało waży, była leciutka jak piórko. Zaniósł ją do pokoju, położył do łóżka i opatulił w kołdrę. Pocałował ją w czubek głowy i chciał odejść, jednak złapała go za rękę. 
-To jak rozwiążemy problem z misiem? Ja sama nie zasnę! - wyglądała jak małe dziecko, któremu ktoś zabrał cukierka. 
-Spróbuj zasnąć, a jak będzie ci się śniło coś strasznego to krzycz, okey? - pocałował ją w czubek głowy, mając ogromną nadzieję, że będzie miała koszmary.
~~~~~
Jest kolejny rozdział, dodany z opóźnieniem, bo komentarzy mało :< Oprócz tego znowu odezwała się moja chora wyobraźnia i skojarzenia XD Ten rozdział nawet mi się podoba, jednak pozostawiam go do waszej oceny ;P Oprócz tego słyszałam, że nie dodają się komentarze :( Postaram się coś z tym zrobić, obiecuję ;> Oprócz tego CZYTASZ=KOMENTUJESZ, dla ciebie to nic nie znaczy a dla mnie to bardzo ważne!!!

7 komentarzy:

  1. wow wow wow!!!
    rozdział po prostu GENIALNY!!!!!!!!!!!! ^^
    hahaha jakie skojarzenia :D
    ciekawe czy będą jej się śnić koszmary... ;D

    na pewno komentarzy będzie więcej!!!
    tym sie nie martw, tylko piiiisz!!! ;P

    mam nadzieję, że następny rozdział będzie już niedługo <3

    OdpowiedzUsuń
  2. zapraszam na nowy somos-tan-felices.blogspot.com pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko! Kolejny cudowny rozdział *_* Pisz szybko dalej, bo ja tu sie uzależniłam ;* Oprócz tego przepraszam, że wcześniejszego nie skomentowalam, ale mój laptop znowu w naprawie i dopiero teraz dorwałam się do kompa brata ;>
    An ;*****

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny. Nadrobilam zaległości :) superrr! Czekam na kolejny i na kolejny na Love story on Camp....

    OdpowiedzUsuń
  5. zapraszam na nowy somos-tan-felices.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. przepraszam ze nie skomentowalam ale zapomnialam ;P ^^.pysia

    OdpowiedzUsuń
  7. OMG <3 <3 <3 Z tym misiem było dobre <3

    OdpowiedzUsuń