sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział XXI

Carmen ze strachem wbiegła na izbę przyjęć. 
-Dziendobry, czy jest już może doktor Lucas Rodriguez? 
-Czy była pani umuwiona na wizytę? Oprócz tego, doktor Rodriguez przyjmuje tylko klientów VIP, a sądząc po pani wyglądzie, do klientów VIP raczej pani nie należy - pielęgniarka spojrzała na nią z wyższością. Carmen lekko się zaczerwieniła, jednak starała się tego nie okazać. 
-Czyżby? Pani Fernandez Garcia przed chwilą wysłała mi wiadomość, abym przyjął jej przyjaciela - Luca niespodziewanie stanął za nią, ratując tym samym z opresji - Torres? - spytał bezgłośnie. Dziewczyna niezauważalnie pokręciła głową - W takim razie zapraszam do gabinetu numer 12, pani przyjaciel będzie wiedział, jak trafić, nieprawdaż? 
-Z pewnością, zaraz go o tym poinformuje - wystukała wiadomość do Louisa "Ja już czekam, gabinet nr 12, spoko lekarz, mam do niego pełne zaufanie, bądźcie szybko, bo czekam ;* ". Zaraz dostała odpowiedź "Jesteśmy już na parkingu, zaraz będziemy, tylko Hazza się boi, że to będzie bolało :/ ". Szybko odpisała "Nic nie będzie bolało, mi ten lekarz nastawiał połamane żebra i nic nie bolało, to jest ze znieczuleniem ;) Jeśli będzie chciał, mogę go trzymać za rękę ;> ". Wrzuciła telefon do torebki i ruszyła za Lucą do jego gabinetu. 
-Więc właściwie co takiego się stało? Co to za przyjaciel? 
-Harry... Ma złamaną rękę, ale to tak poważnie, ogólnie kość na wierzchu, te sprawy... 
-Okey, czyli trzeba ze znieczuleniem, bo będzie nastawianie i zszywanie - Luca zaczął mruczeć do siebię. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. 
-Puk puk, możemy wejść? - zapytał zza drzwi Louis. 
-Właźcie głupki - Carmen powitała go ze śmiechem i mocno przytuliła, Lou i reszta zawsze i niezależnie od sytuacji, potrafili poprawić jej humor samym pojawieniem się - A Hazza gdzie? 
-Na korytarzu, już idzie, tylko ostrzegam, panie doktorze, że musieliśmy mu dać Aviomarin, bo za nic w świecie nie chciał jechać, strasznie boi się igieł. 
-Skąd my to znamy - Luca ze śmiechem szturchnął Carmen, która zrobiła obrażoną minę - I nie mów panie doktorze, tylko po prostu Luca, bo jak tak mówisz, to czuję się staro. 
-Ale czemu mu daliście Aviomarin? Ma chorobę lokomocyjną? - Carmen była zbyt ciekawa, aby dalej się dąsać. 
-No bo mu zawsze po Aviomarinie tak lekko odbija i tylko dlatego udało nam się jakoś zawieźć go do szpitala. Zresztą sama zobaczysz... 
-Dobra, idę po niego, a gdzie on jest? 
-Na korytarzu w tłumie fanek, Liam ma go pilnować. 
-Dobra, idę po niego - kiedy wyszła na korytarz od razu zauważyła Wielki tłum dziewczyn otaczający Harrego i Liama. Kiedy tylko Hazza ją zobaczył, od razu do niej pomachał. 
-O, Caro, hej, wiesz, że widzieliśmy lisa? Przebiegł nam drogę a potem wspiął się na drzewo i zaczął zżerać orzechy! 
-Tak Harry, oczywiście, to był lis, to wcale nie była wiewiórka - Liam poklepał przyjaciela po ramieniu i spojrzał znacząco na dziewczynę - Carmen, mogłabyś zaprowadzić go do lekarza? Bo ja tu nie mogę zostawić naszych fanek samotnych - puścił oko jednej z fanek, która prawie zemdlała. 
-Spoko, chociaż nie mam pojęcia co one w tobie widzą - prychnęła - Chodź Harry, opowiedz Lou o tym pięknym lisie, którego widziałeś - pociagnęła Harrego do gabinetu a ten potulnie jak baranek podreptał za nią. Oprzytomniał jednak, kiedy tylko znaleźli się w gabinecie. 
-Caro, jak mogłaś, ty zdrajco krwi! Lou, przecież mówiłem, że nie chcę do lekarza! Wypuśćcie mnie, ręka już mnie prawie nie boli! 
-Spokojnie młody człowieku, wszystko będzie dobrze, połóż się tutaj i zaraz dostaniesz zastrzyk ze znieczuleniem - Luca uspokajająco położył mu rękę na ramieniu. 
-Zastrzyk? Jaki zastrzyk? Ale gdzie? 
-Harry! Kładź się tam, dostaniesz zastrzyk w dupę, zaśniesz sobie i wszystko będzie dobrze! - Carmen już straciła do niego cierpliwość - Zachowój się jak facet a nie jak baba! - twarz Harrego spłonęła rumieńcem. Natychmiast położył się na leżance i spojrzał wyczekująco na Lucę. 
-Okey, poczekajcie na zewnątrz, to potrwa pewnie około godziny, może szybciej. A, i jeszcze jedno, starajcie się nie zwracać uwagi na krzyki - mrugnął porozumiewawczo do Carmen. Gdy wychodzili, towarzyszyły im krzyki Harrego. 
-Auuuu! Ale nie w dupę! Mój biedny zadek, moja biedna piękna pupcia, co ty mi zrobiłeś?! Czemu wbiłeś mi to mega wielkie okropne coś w tyłek?! 
-Nie przejmuj się, zaraz odpłynie, zawsze tak jest, nic strasznego mu się nie dzieje - dziewczyna uśmiechnęła się pocieszająco. 
-Nie, ja się nie martwię, po prostu myślę... - Louis otrząsnął się z zamyslenia. 
-A jak to się stało? 
-W sensie złamanie ręki Hazzy? No bo wydurnialiśmy się na próbie do koncertu na takim dziwnym czymś, że niby lataliśmy no i zaczęliśmy się nawalać na takie piankowe makarony i to coś się zerwało i Harry spadł... 
-Co?! A jaka to była wysokość? 
-No jakieś 5 metrów chyba... 
-Zrzuciłeś Harrego z 5 metrów? Ty myślisz wogóle? Powinieneś się cieszyć, że na ręce się skończyło! 
-No ale to nie moja wina! To po prostu tak samo! - próbował bronić się Louis, nagle jednak zwrócił wzrok na przechodzącą obok dziewczynę - Ej, patrz jaka laska! 
-Lou, może łaskawie opanujesz swoje dzikie zapędy i... O, hej Liza! - 
-Caro? Hej, siema, co tam u ciebie? - Liza podniosła głowę z nad papierów które trzymała i uśmiechnęła się. 
-Wszystko dobrze. Masz może chwilkę? Bo ktoś chciałby cię poznać... 
-Chwilkę chyba mam, pomagam właśnie mamie z Annie, bo znowu sobie coś zrobiła, ale na chwilkę chyba mogę - uśmiechnęła się promiennie - To kto chciałby mnie poznać? Czy to...? 
-Tak, pewien dziwny ludź zwany Louisem Tomlinsonen, stwierdził, że jesteś niezłą laską - Carmen puściła jej oko. 
-Ojej... - Liza spłonęła rumieńcem - To... Myślisz, że mogłabym zrobić sobie z nim zdjęcie? 
-Lou, chodź tutaj! - Louis ani drgnął zaczytany w magazyn wędkarski - Lou, patrz, Liza ma marchewki! 
-Marchewki? Gdzie marchewki? - spojrzał na Lizę, która próbowała się nie roześmiać - Och, witam piękną panią, więc nazywasz się Liza, tak? Mógłbym prosić o numer? 
-Mogłabym prosić o autograf i wspólne zdjęcie? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Liza. 
-Wspólne zdjęcie oczywiście, ale autografu ci nie dam, ponieważ liczę na kolejne spotkanie - uśmiechnął się czarująco - Dasz się gdzieś zaprosić, piękna? No weź, nie daj się prosić - położył jej rękę na ramieniu. 
-Ja... - spojrzała na Carmen, która przytaknęła - Z przyjemnością! - zarzuciła mu ręce na szyję i mocno uścisnęła - Wow, nie wierzę, że to dzieje się naprawdę! Słynny Louis Tomlinson chce mnie gdzieś zaprosić! 
-To uwierz, ja... - przerwało mu nagle wejście Nialla. 
-Hej Caro, ja... - spojrzał na Louisa i Lizę, którzy natychmiast się od siebie odsunęli - Lou, przypominam ci tylko, że masz dziewczynę. Nie rań Liz, ona na to nie zasługuje - spojrzał smutno na Lizę, której mocniej zabiło serce. 
~~~~~
Kolejny rozdział zadedykowany dla mojej kochanej Selevatic Gomez ;* Szkoda tylko, że pod poprzednim był tylko 1 komentarz... 

5 komentarzy:

  1. dzięki :)ale powiedz mi why Niallerm mówi tylko jedno zdanie ?
    Czekam na więcej <3 kocham ideały Harrego ,a ta Liza cz jak jej tam to Domla?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liza to ty, po prostu lubię komplikować ludziom życie ;P Nialla będzie więcej, obiecuję ;*

      Usuń
  2. Harry jest świetny XD
    rozdział jak zwykle wspaniały :*
    mam nadzieję, że niedługo będzie następny ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. hahahaha Harry mnie rozwalił :D:D:D:D:D i jeszcze dali mu Aviomarin hahahhaha :D CUDOWNY ROZDZIAŁ ! :)
    Czekam na następny ! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS : zapraszam na nowy rozdział : http://busco-la-felicidad.blogspot.com/ :*

      Usuń